Aleksandra i Janusz Prucnal od kilku lat organizują w Olsztynie "Marsz dla Życia i Rodziny". W ostatnim czasie na zaproszenie ze Szczecina dołączyli do grupy obrońców życia, którzy wybrali się na marsz do Berlina.
- Zaskoczyła nas atmosfera panująca na marszu. Czuć było dostojność i powagę. Ludzie nieśli białe krzyże, na których były przyklejone karteczki z intencją modlitwy za konkretną kobietę, aby nie popełniła aborcji - wyjaśnia Aleksandra Prucnal.
Wśród uczestników były rodziny z dziećmi i wielu młodych ludzi.
Na olsztyniakach duże wrażenia zrobili ludzie starsi, którzy pomimo wielokilometrowej trasy dzielnie, z laską w dłoni kroczyli do przodu. Kolorystyka ubiorów i dekoracji była także stonowana. W Polsce Marsze dla Życia są kolorowe, a w Berlinie dominowały dwa kolory: biały i zielony.
W pewnym momencie marsz stanął w miejscu, gdyż został zblokowany przez zwolenników aborcji. Trwało to około półtorej godziny. Przed końcem marszu było coraz tłoczniej i głośniej, gdyż przeciwnicy życia nienarodzonych zablokowali przejście i licznie obecna policja musiała interweniować.
- Policjanci obchodzili się z nimi bardzo delikatnie i dlatego odblokowanie ulicy trwało półtorej godziny. Wszystkie przecznice były obstawione samochodami policyjnymi, a nas odgradzał od agresorów szpaler funkcjonariuszy. Bezpośredniego ataku na nas nie było, oprócz wrzasków i pokazywania obscenicznych gestów - mówi Janusz.
Transparenty wystawione przez aborcjonistów promowały zabijanie nienarodzonych i miały bardzo wyraźny charakter antykościelny. Wśród nich Janusz Prucnal dojrzał satanistów i grupę wiedźm.
- To, co na nich działało - to model dziesięciomiesięcznego płodu - tzw. Jasia i zdjęcia zabitych dzieci. Kiedy podchodzili do nas, wystarczyło, że pokazaliśmy im Jasia, a oni natychmiast milkli. To dobra oznaka, która pokazuje, że nie wszystko w nich umarło i jest jakaś podstawowa wrażliwość na dnie serca - mówi Aleksandra.