… że dobro, które jest w nas, znajdzie swój wyraz w konkretnej pomocy.
- Paradoksalnie cierpienie jest takim czynnikiem, który sprawia, że musimy się zmobilizować - mówi Monika Kuszyńska Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Po oficjalnym przywitaniu rozpoczęły się aukcje darów przekazanych na tegoroczną wentę. Prowadził ją Paweł Burczyk. Jak zwykle żywiołowo, z dowcipem, a co najważniejsze - motywując do płacenia za przedmioty jak największych kwot. Ostatecznie podczas wenty zebrano ponad 40 tys. złotych.
Po ogromnych emocjach, towarzyszących licytacjom, przyszedł czas na refleksję i prawdziwą duchową ucztę. Na scenie pojawiła się Monika Kuszyńska, gwiazda tegorocznej wenty. Piosenkarka i autorka tekstów, była wokalistka zespołu Varius Manx, w 2015 r. reprezentantka Polski podczas 60. Konkursu Piosenki Eurowizji. 28 maja 2006 r. wraz z członkami zespołu Varius Manx miała poważny wypadek samochodowy. Od czasu wypadku Kuszyńska pozostaje sparaliżowana od pasa w dół i porusza się na wózku inwalidzkim. - To był wzruszający koncert, pełen głębokich słów, przesłania. Podobało mi się - mówi Krystyna.
Monika Kuszyńska, gwiazda tegorocznej wenty, dała w swoim życiu wiele koncertów. Jednak po wypadku, po którym porusza się na wózku inwalidzkim, musiała zaakceptować swoją niepełnosprawność. A dziś z radością angażuje się w takie imprezy, jaką jest wenta, na której zbierane są pieniądze dla osób niepełnosprawnych. - Kiedy mamy świadomość, że robimy to co kochamy, a temu przyświeca jeszcze szczytny cel, że robimy coś dobrego dla innych, to jest wielkie szczęście i dobrodziejstwo, i przyjemność. Bardzo często koncertuję przy takich okazjach. To dla mnie nowa forma odnalezienia się na scenie - mówi Monika.
Nie ukrywa, że miała po wypadku dylemat, czy wracać na scenę, czy jest dla niej miejsce, czy jeszcze się do tego nadaje. - Okazało się, że dla mnie miejsce jest. Ale to już nie jest jedynie śpiewanie, śpiewanie o niczym, ale chęć przekazania czegoś więcej - wyznaje.
Po wypadku znalazło to, czego szukała kiedyś a nie mogła znaleźć. - Że za śpiewaniem, rozrywką i przyjemnością, może iść coś więcej. Kiedyś brakowało mi właśnie tego. Często dorabia się ideologię, żeby podnieść rangę swojej twórczości… A u mnie stworzyło się to samo i widzę, jak muzyka może być lekarstwem dla ludzi, nośnikiem dobra i słów, które są pokrzepiające. Muzyka i teksty stały się narzędziem do tego, żeby dzielić się tym, czego się sama nauczyłam. Widzę, jak to działa na ludzi. Podnosi na duchu, daje nadzieję. Bo można podnieść się z trudnych sytuacji. To jest dla mnie najcenniejsze - mówi Monika.
Czy jednak człowiek musi doświadczyć cierpienia, nagłej zmiany w życiu, aby to odnaleźć? - To dobre pytanie. Też sobie je sobie zadaję. Myślę, że są dwie drogi. Dla jednych jedyną opcją jest doświadczenie. Może inni mają ten przywilej w życiu, że potrafią dojść do tego sami? - zastanawia się.
- Ale zazwyczaj musi być przełom, coś musi się wydarzyć, by wybić nas z rytmu, postawić w innej perspektywie. Paradoksalnie cierpienie jest takim czynnikiem, który sprawia, że musimy się zmobilizować, odkryć pokłady sił, energii, które byśmy nie odkryli, gdyby wszystko szło w życiu gładko i zwyczajnie. Też często nie potrafimy docenić to, co mamy. I to jest piękno trudnych sytuacji, że one nas zmieniają i dają nam szansę. Kiedy się nie poddamy, wychodzimy z takiej sytuacji silniejsi, bogatsi… - mówi.