- Do jego pałacu biskupiego szło się po prostu jak do domu - wspomina ks. Midura.
Każdy był ciekaw, co też powie biskup, kiedy wysiądzie z samochodu. Powiedział z uśmiechem: „No, robi wrażenie” Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Bp Płoski nie bał się wyzwań. Jako jedyny biskup oddał skok spadochronowy w ramach ćwiczeń z jednostką „Grom”. - Czuł się po prostu również żołnierzem - mówi ks. Marian. Taką postawą łamał wszelkie bariery, pokazywał żołnierzom, że jest ich prawdziwym i oddanym duszpasterzem.
Zawsze przed Rajdem Dakar cała polska ekipa przyjeżdżała do bp. Tadeusza. On udzielał im błogosławieństwa, święcił pojazdy. W ramach wdzięczności podczas jednej z wizyt w Olsztynie zaproponowano mu przejażdżkę samochodem rajdowym.
- To był styczeń. Leżał śnieg. Na początku do samochodu wsiadł biskup. Za kierownicą usiadł Krzysztof Hołowczyc. Proszę sobie wyobrazić, że taka jazda na śniegu, na bocznych drogach, odbywa się z prędkością często przekraczającą 160 km/h. Każdy był ciekaw, co też powie biskup, kiedy wysiądzie z samochodu. Powiedział z uśmiechem: „No, robi wrażenie”. On się nie bał. Dlatego był idealnym duszpasterzem dla wojska. W tej służbie nie wystarczają kazania wygłaszane z ambony. Trzeba być na co dzień z nimi. I on to świetnie pokazywał - opowiada ks. Midura.
Bp Płoski był duszpasterzem, profesorem, niezwykle sprawnym organizatorem i szefem. Wprowadzał stabilizację, zdecydowanie i odpowiedni podział obowiązków. Był również wielkim patriotą. Jeśli głosił kazania, mówił o naszej ojczyźnie: „Najjaśniejsza Rzeczpospolita”. Kochał Polskę, kochał Polaków...
Ks. bp gen. dyw. Tadeusz Płoski zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem koło Katynia.