Czy powstanie olsztyński program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in vitro?
Podczas tworzenia projektu budżetu miasta Olsztyna na 2017 r. Komisja Zdrowia, Opieki Społecznej i Polityki Socjalnej Rady Miasta Olsztyna wnioskowała, by przeznaczyć 50 tys. zł na finansowanie in vitro dla pięciu par. Wniosek ten jednak nie znalazł poparcia wśród radnych. - Gmina może finansować różnego rodzaju programy profilaktyczne, szczepienia itp. oraz inne programy z zakresu zdrowia publicznego. Zdaję sobie sprawę z tego, że zabiegi in vitro to jedna z procedur, która pomaga tysiącom osób mieć dziecko, jednak w budżecie gminy na 2017 rok nie zostały zabezpieczone środki finansowe na realizację tych procedur medycznych - wyjaśniał prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz.
Poseł Nowoczesnej Mirosław Pampuch deklarował wówczas, że podejmuje "starania w sprawie uruchomienia programu in vitro dla mieszkańców Olsztyna”. Podkreślał, że przedstawiciele Nowoczesnej wierzą w to, iż finansowanie in vitro dla mieszkańców stolicy Warmii i Mazur stanie się faktem.
21 lutego do rady miasta wpłynął projekt uchwały „Olsztyński program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in vitro”. Tę inicjatywę uchwałodawczą, którą firmuje radny Tomasz Głażewski (Nowoczesna), poparli radni: Tomasz Głażewski, Krzysztof Kacprzycki, Nelly Antosz, Maja Antosik, Krystyna Flis i Monika Rogińska-Stanulewicz.
W uzasadnieniu czytamy, iż Partia Nowoczesna Ryszarda Petru w Olsztynie proponuje radzie miasta zobowiązanie prezydenta Olsztyna do opracowania i realizacji programu polityki zdrowotnej „Olsztyński program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego in vitro”. Powołując się na Światową Organizację Zdrowia, autor uzasadnienia stwierdza, że „niepłodność jest chorobą, a z uwagi na jej zasięg nazywany nawet chorobą społeczną, której specyfika polega na tym, że jest to choroba dwojga ludzi i tylko urodzenie dziecka ją leczy”. Ponadto informuje, że „projekt ten może uwzględnić dofinansowanie leczenia zarówno dla par korzystających ze standardowych procedur, jak i tych podchodzących do programów z zastosowaniem dawstwa gamet oraz adopcji zarodka”.
W zakończeniu uzasadnienia Tomasz Głażewski pisze: „Powszechnym są wciąż funkcjonujące mity, że państwa polskiego nie stać na udział w kosztach leczenia niepłodności, że niepłodność nie jest chorobą, że zbyt dużo pacjentów chce refundacji leczenia. Równolegle jednak społeczeństwo ponosi konsekwencje finansowe leczenia chorób występujących na żądanie: raka i chorób serca u palaczy tytoniu, AIDS u narkomanów, czy choroby wątroby i serca u alkoholików. Dlaczego więc nie refundować kosztów procedur, które dadzą osobom dotkniętym niezamierzoną bezdzietnością szansę przeżycia radości macierzyństwa?”.
- To, czy uchwała zostanie podjęta, zależy od radnych. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że muszą być spełnione istotne warunki. Taki program, o którym mowa w uchwale, musi zostać przygotowany oraz trzeba określić jego finansowanie. Na tę chwilę nie ma ani jednego ani drugiego - komentuje prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz.
- Argumentacja projektu koncentruje się wokół niepłodności rozumianej jako choroba (raczej trzeba by powiedzieć - dysfunkcji), a sam projekt ma być realizacją ustawowych zadań rady miasta w zakresie ochrony zdrowia. Nie ulega wątpliwości, że dysfunkcja, jaką jest niepłodność, jest związana z osobistym cierpieniem, którego nikt nie zamierza bagatelizować. Zapłodnienie in vitro nie jest tu jednak procedurą leczącą, usuwającą dysfunkcję, ale co najwyżej pozwala zrealizować własne zamierzenia prokreacyjne. Nie jest więc w żaden sposób elementem ochrony zdrowia, ale co najwyżej środkiem pozwalającym mieszkańcom miasta realizować swoje życiowe plany - komentuje ks. prof. dr hab. Marian Machinek, członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Moralistów, kierownik Zakładu Teologii Moralnej UWM w Olsztynie.
- Cały projekt i uzasadnienie w ogóle nie odnoszą się do sedna kontrowersji wokół in vitro, jakim jest status ludzkiego embrionu. Mowa jest jedynie o wystandaryzowanych procedurach medycznych, ale projektodawcy nie wspominają o niskiej statystycznej skuteczności zapłodnienia in vitro, która średnio nie przekracza 30 proc., a ze wzrastającym wiekiem kobiety drastycznie spada. Realizacja programu byłaby zatem związana z wytwarzaniem wielu embrionów - istot ludzkich w pierwszej fazie ich istnienia, ich zamrażaniem, przekazywaniem innym parom (uzasadnienie przewiduje adopcję embrionów). Ostatecznie ceną za realizację planów prokreacyjnych będą dziesiątki/setki embrionów traktowanych jak produkty przemysłowe, a ostatecznie skazanych na śmierć lub unicestwianych - podkreśla ks. Machinek.
Ostatni akapit uzasadnienia dotyka zagadnienia, które zapewne wbrew intencji wnioskodawców jest argumentem przeciw samemu projektowi. - Otóż projektodawcy wskazują w dosyć uproszczony sposób na choroby, które nabywa się „na żądanie”. Abstrahując od krzywdzących stereotypów, jakie są zawarte w takiej ocenie, trzeba by zapytać o to, czy część, a nawet znaczna część problemów związanych z niepłodnością nie należałoby zaliczyć do dysfunkcji organizmu „na życzenie”? Skoro zatem wnioskodawcy są zdania, że nie powinno się inwestować wielkich sum w leczenie osób, których styl życia doprowadził do wystąpienia chorób, powinni tę samą miarę przyłożyć do kwestii niepłodności - dodaje ks. Machinek.