Jeżeli ktoś chce napisać ikonę, która będzie mówiła, bez wiary, nie uczyni tego. Bo choć niektórym dziś kojarzy się ona bardziej z celebrytami niż z oknem do nieba, bardziej z obrazkiem na pulpicie komputera niż z Chrystusem Pantokratorem, jest czymś nie z tego świata.
Każde pisanie rozpoczyna modlitwą. Później trwa ona nieustannie, towarzyszy każdemu ruchowi pędzla, mieszaniu farb. – Pisząc moją pierwszą ikonę, rozmawiałam z Panem Jezusem. „Panie Jezu, pokaż mi siebie, daj mi swoje Oblicze” – prosiłam. Kiedy malowałam oczy Jezusa, wychodząc na ulicę, widziałam Go w innych osobach. Gdy przyszło do wydobywania twarzy, położyłam ciemnozielony sankir, z którego „wydobywał się” Pan Jezus. Miałam wrażenie, jakby wychodził On do mnie z czeluści, ciemności albo wody. Tak pokazał swoje Oblicze. Tak to odbierałam i odbieram do dziś – opowiada pani Joanna, uczestniczka warsztatów pisania ikon.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.