Zespół Placówek Specjalnych w Olsztynie, czyli szkoła szpitalna działająca na terenie Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Olsztynie, obchodzi w tym roku 60-lecie.
Z tej okazji odbyły się uroczystości, które rozpoczęły się Mszą św. celebrowaną przez ks. Michała Tunkiewicza, wieloletniego kapelana placówki.
- To diamentowy jubileusz. Cieszę się, że tyle lat jesteśmy, że rozpoczynamy uroczystość modlitwą. Dla nas wierzących jest rzeczą oczywistą, że tą mądrością, którą się dzielimy w naszej szkole, jest sam Pan Bóg. Teraz kwestia, na ile tę mądrość sobie nawzajem i podopiecznym uda się nam przekazać. Modlimy się o to, aby nasza posługa dała jak najlepsze owoce - mówił ks. Tunkiewicz.
Po Eucharystii odbyła się kolejna część uroczystości, z życzeniami i wspomnieniami. Dyrektor placówki Elżbieta Lefler powiedziała o historii i specyfice pracy szkoły szpitalnej.
- U podstaw założenia szkoły leżało przeświadczenie, że dzieci w szpitalu potrzebują pedagoga, kogoś, kto zna potrzeby dziecka, potrafi się nim zająć, ale nie od strony medycznej. Okazało się, że to jest potrzebne, dzieci lepiej znoszą pobyt, są częściej uśmiechnięte, szybciej wracają do zdrowia - wyjaśnia dyrektor.
Podkreślała, że to wyjątkowa praca, bo służba dzieciom cierpiącym, często nierozumiejącym sytuacji, w której się znalazły. - Szczególnie trudne są odejścia. Każdy nosi w swoim sercu i pamięci swojego Tomka, Grzesia, Marlenkę… Nasi uczniowie - to nasze wyzwania - mówiła.
Wspominała Łukasza, który od 4. do 17. roku życia przebywał w szpitalu. - Wychowawczyni przedszkola dokonała niemalże cudu. W sparaliżowanym, niemówiącym czteroletnim chłopcu ujrzała potencjał, ciekawość życia. Nie było łatwo, musieliśmy chłopcu pokazać świat, opowiedzieć o rzeczach, których nie widział, dać posmakować, dotknąć. Łukasz był w teatrze, filharmonii, zwiedził Olsztyn i skansen w Olsztynku. Sam stawiał przed sobą nowe wyzwania, organizował turnieje, angażował się w akcje charytatywne. Obecnie mieszka w domu rodzinnym - wspominała pani Elżbieta.
O szkole opowiadała również emerytowana nauczycielka, pani Maria. Podkreślała wagę pracy nauczycieli, którzy nie tylko uczą, ale też wnoszą do życia dziecka wiele radości i aktywności. A jak trudno jest małemu pacjentowi zaadaptować się w nowej szpitalnej rzeczywistości, mówi list Tomka, napisany w ramach akcji „Szpitalne marzenia”.
„Dzień pierwszy. Jestem zamknięty w czterech ścianach, bez żadnego zrozumienia. Drugi dzień. Staram się zbliżyć do ludzi, choć jest to bardzo trudne. Ale się nie poddaję. Trzeci dzień. Tęsknię. Nie odzywam się do nikogo, kompletna rozpacz. Czwarty dzień. Jest bardzo trudno, ale odnajduję sens pobytu tutaj. Piąty dzień. Bliższe zapoznania. Zaczynam się przyzwyczajać. Szósty dzień. Poznaję nowych ludzi, ale nie zapominam. Dalej myślę o powrocie do domu, żal i gorycz są cały czas przy mnie. Ale mam nadzieję. Siódmy dzień. Radość. Wygrałem ze strachem. Radość. Wygrałem”.
- Tak wygląda proces akceptowania nowej sytuacji. I nasi nauczyciele pamiętają o tym. W tym czasie my musimy być przy nich i wspierać, być uśmiechniętymi i pogodnymi. Swoje problemy musimy zostawiać na schodach prowadzących do oddziałów - mówiła pani Maria.
Następnie na zewnątrz budynku szpitala odsłonięto tablicę z nazwą placówki.