W ciągu 2018 r. operatorzy warmińsko-mazurskiego Centrum Powiadomienia Ratunkowego odebrali ponad pół miliona telefonów.
To nieprzypadkowa data. Jej cyfry tworzą numer, pod którym możemy zgłosić sytuacje zagrażające naszemu życiu. Właśnie dlatego 11 lutego zostało ustanowione jako Europejski Dzień Numery Alarmowego 112.
- Na pewno jest to praca odpowiedzialna i trudna, ale zarazem ciekawa. Każdy dzień jest inny, nawet każda minuta jest inna i tak naprawdę nie wiemy, co czeka nas za chwilę, jaką rozmowę odbierzemy. Musimy być skupieni i zawsze przychodząc do pracy wypoczęci - mówi Ewa, operatorka numeru 112.
W sumie w Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Olsztynie pracuje 72 operatorów. Pracują na zmiany, pełniąc dwunastogodzinne dyżury. - Słyszałam w mediach o tej pracy, zaciekawiło mnie to, że można tak naprawdę uratować komuś życie albo w jakiś sposób pomóc - uśmiecha się Ewa.
Doskonale pamięta pierwszy dyżur, trudny czas, kiedy po egzaminie można usiąść w centrum powiadomienia i odbierać pierwsze w życiu zgłoszenia. - To już nie szkolenie, a prawdziwe zdarzenia, prawdziwe tragedie, dzwoniący ludzie pełni emocji. Ale z czasem nabywa się doświadczenia, człowiek krzepnie - podkreśla.
Odebrała już setki zgłoszeń. Spośród nich doskonale pamięta rozmowę ze starszym człowiekiem chorym na schizofrenię, który zagubił się w lesie. - Chłodny, jesienny dzień. Odebrałam telefon o godz. 19.00 i rozmawiałam z tym panem półtorej godziny. Nie mogłam pozwolić, by ten człowiek zasnął, a był już wychłodzony i zmęczony. Musiałam zrobić wszystko, żeby go zlokalizować. Ten czas nie poszedł na marne, udało się go uratować - wspomina Ewa.
Oprócz telefonów dotyczących zdarzeń ratujących życie często na numer 112 dzwonią osoby, które nie do końca rozumieją, że blokowanie linii alarmowej jest zagrożeniem życia dla osób potrzebujących pomocy. - Są to głupie żarty, ale też dzwonią osoby, które tak do końca nie rozumieją idei numeru alarmowego. Tłumaczymy, odkładamy słuchawkę i kolejny telefon, człowiek krzyczy, że wypadek, szybko przyjeżdżajcie, albo że pali się cały dorobek jego życia. Ludzie tragedie… Cały czas musimy być w gotowości, bo nie wiadomo, czy to pożar, czy może kolejny dowcipniś, któremu wydaje się, że jest zabawny. A nie jest - mówi Ewa.
Okazuje się, że ponad 60 proc. telefonów, to zgłoszenia fałszywe. - Ludzie dzwonią, ale nie wiedzą, po co. Zamawiają pizzę, proszą o taksówkę, pytają, która godzina. To jest nasza największa bolączka. Dlatego tak ważne jest nieustanne przypominanie, po co jest numer 112, że jest do wzywania pomocy - podkreśla Jakub Gajewski. Przypomina, że dzwoniąc pod numer 112, można przekazać informację o zdarzeniu alarmowym, czyli o wypadku drogowym, pożarze, zawale serca czy też sytuacjach wymagających interwencji policji. Operatorzy zbierają informację i decydują, które służby należy poinformować o zdarzeniu. - Na początku należy powiedzieć, gdzie się znajdujemy. Operator pyta o wiele szczegółów, my powinniśmy odpowiadać na jego pytania, choć mogą się nam wydawać w sytuacji kryzysowej nieistotne. My pytamy tylko o ważne kwestie dotyczące zdarzenia - wyjaśnia J. Gajewski.
W ciągu 2018 r. operatorzy warmińsko-mazurskiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego odebrali ponad pół miliona telefonów, co daje około 2 tys. 100 połączeń na dobę, co przekłada się na 150 połączeń na jednego operatora na dwunastogodzinny dyżur. - Jest to zdecydowanie więcej, niż rok temu, a to ze względu na fakt, iż w minionym roku do numeru alarmowego 112 został przyłączony numer alarmowy policji. W czerwcu zanotowaliśmy duży wzrost połączeń - dodaje Jakub Gajewski.