Dziś wspomnienie św. Brata Alberta, założyciela zgromadzenia albertynów i albertynek.
Święty Albert Chmielowski założył m.in. zgromadzenia albertynów i albertynek. W naszej archidiecezji siostry albertynki od wielu lat związane są z warmińską Caritas i prowadzonymi w niej dziełami.
– Zawsze odpowiadałyśmy na potrzeby chorych i ubogich, bo tak uczył nas nasz założyciel. W czasie pandemii okazało się, jak nasz charyzmat jest ważny. Tam, gdzie domy społeczne opuszczał personel świecki, wkraczały nasze siostry – mówi s. Dolorosa Kalinowska.
Siostra Dolorosa na co dzień od 5 lat posługuje w Ośrodku Interwencji Kryzysowej dla Kobiet i Ich Dzieci Ofiar Przemocy w Rodzinie Caritas. – Wciąż chcemy zobaczyć efekty tej pracy. Nie widzimy ich, a może ich nie będzie albo mały procent kiedyś... Jednak to uczy cierpliwości i zaufania – mówi s. Kalinowska.
– Pozytywnym aspektem tej posługi jest każda matka, która przychodzi z dziećmi i szuka pomocy. Parafrazując słowa papieża Franciszka: to nie moja zasługa, że jestem tu, gdzie jestem. Mogło ułożyć się tak, że ja byłabym na ich miejscu, a one na moim. Ta myśl pomaga mi z większym szacunkiem i ofiarnością spojrzeć na nasze podopieczne – tłumaczy.
Hasłem św. Alberta są słowa: „Być dobrym jak chleb”. – To wezwanie, by w naszych czasach podchodzić do siebie nawzajem z życzliwością i uczyć się wzajemnego zaufania – mówi s. Dolorosa. – Chleb ma być dobry, wypieczony, chrupki i dosolony. A najlepiej smakuje, gdy jest gorący. To przypomina nam, jaka ma być nasza służba – dodaje s. Luisa Świerczewska. – Musimy dawać z siebie wszystko i maksymalnie. Jeżeli już czymś się zajmujemy, to musi to być zrobione porządnie – wyjaśnia.
Siostra Luisa posługuje w Hospicjum Domowym Caritas. – W mojej pracy z chorymi chcę zawsze spojrzeć na całego człowieka. Nie tylko na jego chorobę, ale też sytuację życiową, a bywają one bardzo różne. Niektórym brakuje środków do życia, nie mają nawet na rachunki, a do tego pojawia się ciężka choroba – opowiada siostra.
Z pomocy hospicjum w archidiecezji korzysta ok. 400 osób. – Ta posługa uczy mnie przekraczać siebie. Szczególnie gdy spotykam ludzi, którym niosę pomoc, a wiem, że nie żyją zgodnie z Ewangelią i zbytnio ich Jezus i przykazania nie obchodzą. Kolejny moment jest wtedy, gdy myślę nad rozwiązaniami ich różnych trudnych sytuacji życiowych, przedstawiam im te pomysły i słyszę: „nie”. Uczę się wtedy nieoceniania i szanowania wolności drugiego człowieka. Wracają wtedy słowa Jezusa: „Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące!” – tłumaczy s. Świerczewska.
Podkreśla, że radość przynoszą chwile pojednania pacjenta z Bogiem. – Nie ma tutaj co zakładać ludzkich kalkulacji. Często rozgrywa się walka o ich życie wieczne. Trudno opisać radość, gdy kogoś tuż przed śmiercią można przyprowadzić do Boga – dodaje.
Więcej w "Posłańcu Warmińskim" 25/2020 na 21 czerwca.