Do Rybak przyjechała grupa rodziców i opiekunów dzieci z niepełnosprawnością, by uczyć się pracy z ciałem.
Z pomocy Hospicjum Caritas Archidiecezji Warmińskiej korzysta ok 400 osób. Część tej grupy stanowią dzieci z niepełnosprawnością ruchową. W Rybach rodzice, opiekunowie i dzieci uczyli się jak wykorzystać potencjał dotyku w codziennych czynnościach.
- Wykorzystujemy tutaj czas odpoczynku do wykonania warsztatów ruchowych. Uczymy się według koncepcji z niemieckiej kinestetyk - mówi doktor Agnieszka Osowska.
Pierwsze szkolenie z kinestetyki w Polsce odbyło się właśnie w Rybakach w 2013 roku.
- Znamy już te narzędzia i uczymy rodziców i fizjoterapeutów jak analizować własny ruch. Trzeba być wrażliwym na własny ruch, bo on jest pewną ofertą z jaką wychodzimy do każdego człowieka. Wychodzimy z założenia, że każdy w interakcji uczy się siebie. Niezależnie czy to dziecko czy rodzic. Nawet najbardziej niepełnosprawne dziecko ma do ofiarowania dar swojego ruchu - tłumaczy.
- Odkrywamy tutaj siebie nawzajem. Dla rodziców dzieci są najważniejsze, a dla nas posługujących w hospicjum tak samo ważne jest niepełnosprawne dziecko jak i rodzic. Dlatego chcemy dać rodzicom jak najwięcej umiejętności, by radzić sobie z ciałem dziecka z niepełnosprawnością, które często wymaga wiele wysiłku - dodaje.
- Jesteśmy pierwszy raz na takich warsztatach. Mój syn Michał ma 6 lat i to ważne byśmy uczyły się jak radzić sobie w codzienności z ciałem naszych dzieci - mówi Edyta Kowalczyk.
- Rosną szybko i pielęgnacja staje się coraz cięższa. Nie jesteśmy siłaczami całe życie i metody, których tutaj się uczymy pomagają nam w codziennych czynnościach jak np. przenoszenie dziecka z wózka na krzesło, czy na łóżko. Okazuje się czasem jeden dotyk wystarczy, byśmy mogli razem współpracować - dodaje.
Uczestnicy podkreślają znaczenie grupy w warsztatach.
- Grupa jest tutaj dużym wsparciem . Po pierwsze mogę podejrzeć jak radzą sobie inne mamy i opiekunowie, mogę poradzić się - mówi Grażyna Szwaracka.
- Grupa też daje dużo naszym dzieciom. Przy innych chcą się wykazać i pokazują co potrafią. Mój syn skończy 24 lata i szkoda, że wcześniej nie było takich warsztatów. Wyglądało to często jak zwyczajne siłowanie: on swoje napięcie mięśniowe, a ja swoją siłę. Widzę na tych warsztatach, jak Adrian i ja uczymy się na nowo swojego dotyku i ciała - dodaje.