W Szczytnie zakończyły się dni skupienia dla małżonków "W szkole Miłości".
Do klasztoru Mniszek Klarysek Kapucynek przyjechało 11 małżeństw z terenu całej archidiecezji warmińskiej. - Tylko tyle mogliśmy przyjąć. Zapotrzebowanie jest duże, ludzie są stęsknieni rekolekcji, gdybyśmy mieli miejsca na 40-50 małżeństw, to nie byłoby problemu z ich zapełnieniem - mówi ks. Wojsław Czupryński, prowadzący rekolekcje. - Do małżeńskiego „pieca” trzeba cały czas dokładać i dobrze, że małżonkowie zdają sobie sprawę, że jeśli nie podejmą trudu i wysiłku, to ten piec miłości małżeńskiej będzie powoli wygasał - tłumaczy duszpasterz.
- W tamtym roku doświadczyliśmy poważnego kryzysu małżeńskiego - przyznają Dorota i Kajetan. - Zostało to jednak zamiecione pod dywan, zajęliśmy się codziennością, ale jednak to cały czas wracało. Wspólnie poczuliśmy, że potrzeba nam radykalnych zmian, takiego generalnego remontu naszego małżeństwa. Trzeba wejść głęboko, wrócić do źródeł. Szatanowi zależy na tym, żeby rozbić naszą jedność, zabrać poczucie, że jesteśmy razem, że stoimy po jednej stronie barykady. Stąd pojawiają się kryzysy - kiedy my chcemy naszą miłość ugruntować, to on szuka różnych sposób, by nam to zniszczyć. Ale na szczęście mamy rekolekcje, błogosławieństwo sakramentu pokuty, łaskę miłosierdzia. To wszystko jest bardzo potrzebne - podkreślają małżonkowie.
Podobnie uważają Vincent i Iwona. - To nasze pierwsze małżeńskie rekolekcje. Żyjemy w świecie, który jest postmodernistyczny, chcemy czy nie chcemy to ma wpływa na nas i na naszą rodzinę. Takie spotkania pomagają wrócić do tego, co najważniejsze, do podstaw, wyznaczyć kierunek naszej drogi - mówią. - Jestem żoną, matką i myślę, że właśnie z tego będę Panu Bogu odpowiadać - mówi Iwona.
Rekolekcje w Szczytnie organizowane są od 16 lat, za ich przygotowanie odpowiada Monika Pych. - Pewnego razu otrzymałam takie przynaglenie od Ducha Świętego, wewnętrzny przymus, żeby zorganizować rekolekcje dla małżeństw. Pomyślałam jednak, że jak to? Ja? Przecież ja jestem sama, to nienormalne i odgoniłam od siebie tę myśl. Po roku myśl wróciła, znowu ją odgoniłam. Minął kolejny rok, ta myśl nie dawała mi spokoju i w końcu poszłam do ks. Lecha Lachowicza, żeby mi potwierdził, że to faktycznie normalne nie jest. Ale on powiedział, że to bardzo dobrze, zachęcił i tak już od kilkunastu lat organizujemy te rekolekcje - opowiada M. Pych. To dzięki jej determinacji, zdolnościom organizacyjnym i wielu ludziom dobrej woli udało się w tym trudnym czasie przeprowadzić rekolekcje.