- Bycie misjonarką to nie tylko dawanie, ale też uczenie się od ludzi na misjach prostoty i radości życia - mówi s. Kornelia Olechno CSC.
Wróciła do Polski po ponad 16 latach pracy na misjach w Afryce. Nowym miejscem posługi siostry jest MIVA Polska, gdzie została odpowiedzialną za animację misyjną w Polsce oraz koordynatorką projektów misyjnych w krajach francuskojęzycznych.
- Uczę się stąpać po polskiej ziemi na nowo. W Afryce jest oczywiste, że siostra zakonna ma swoją konkretną misję i zadanie. Tutaj zostaję misjonarką w inny sposób. Cieszę się z otwartości mojego zgromadzenia na tę propozycję. Mam w sobie dużo energii i pragnienia pracy na rzecz misji, więc ufam, że uda mi się to wykorzystać w nowym miejscu - tłumaczy s Kornelia.
Siostra była na placówkach w Togo, Beninie i Senegalu. Pierwszym krajem było Togo. - W każdym z tych krajów zaskoczyły mnie otwartość i życzliwość tych ludzi. Gdy nas spotykali, to witali jakbyśmy były kimś z ich rodziny. Myślałam początkowo, że praca misyjna polega na tym, by działać i od razu dużo robić. Z czasem zobaczyłam, że nie o to chodzi. Ludzie oczekiwali od nas bycia: bliskiej obecności, wysłuchania, zainteresowania się ich problemami, tym, jak żyją - wylicza.
- Zależało im, byśmy odwiedzali ich rodzinę i zjedli wspólny posiłek. Mogli wtedy podzielić się swoją codziennością, a my stawałyśmy się częścią ich rodziny. Bycie misjonarką to nie tylko dawanie, ale też uczenie się od nich skromności i radości życia - dodaje.
Pierwszą posługą była służba zdrowia. - To było najtrudniejsze, ponieważ nie jestem pielęgniarką. Zaczynałam od opatrunków, zastrzyków i podstawowych zabiegów. Później okazało się, że mam inny talent - do organizacji i zarządzania. Zaczęłam koordynować prace całego ośrodka zdrowia. Oczywiście ludzie przychodzili do nas z rozmaitymi dolegliwościami - malarią, chorobami pasożytniczymi, grypą... Większość chorób wynika tam z braku higieny i niedożywienia - opowiada.
Zaznacza, że ważnym problemem jest niedożywienie dzieci. - W Togo i Senegalu były centra dla dzieci niedożywionych. Mogły w nich przebywać mamy z pociechami. Gdy udawało się wyprowadzić na prostą dziecko, wracało z mamą do domu. Najsmutniejsze było to, że te same dzieci powracały do nas z tym samym problemem. Niestety, tam rodzice nie troszczą się o dzieci jak w Polsce - przyznaje siostra.
Dużym wyzwaniem dla s. Kornelii był wjazd do Senegalu, ponieważ tam była na tzw. wymianie międzyzakonnej. - To kraj muzułmański, a mimo to ludzie są bardzo życzliwi misjonarkom. Widać to chociażby na samym lotnisku, gdzie zawsze chętnie nam pomagają, przepuszczają w kolejkach, a w autobusie zdarzyło się, że ktoś dla mnie kupił bilet. Można od nich często usłyszeć: "To siostry nam wiele pomagają i jesteśmy wdzięczni" - opowiada.
6 lat siostra żyła z urszulankami Unii Rzymskiej. - Do Senegalu wyjeżdżałam z Polski, a dokładnie z parafii w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie mamy swoją placówkę. Parafia zorganizowała wtedy cały mój wyjazd i było to piękne. Nie brałam nic ze sobą, by lepiej przygotować się na to, co Bóg ode mnie chce. Po przyjeździe do nowej wspólnoty otrzymałam sto razy więcej niż oczekiwałam: otwartości, radość, zaufanie - mówi.
- Siostry, mimo że byłam z obcego zgromadzenia, pozwalały mi na realizowanie pewnych pomysłów i uczyniły mnie odpowiedzialną za ośrodek zdrowia. Nie bały się zainwestować we mnie: posłały mnie do szkoły informatycznej, bym zajęła się tymi sprawami na placówce. Wiedziały, że nie zostanę z nimi i gdy im to przypominałam, słyszałam: "Nieważne, że siostra nie będzie z nami, ale będzie zawsze w Kościele, czyli wciąż z nami" - wspomina.
Ostatnie 6 lat siostra spędziła w Togo.
Jedną z animacji misyjnych, którą siostra propagowała w Wielkim Poście w naszej diecezji, są "Promienie Miłosierdzia". Projekt rozpoczął się z okazji Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, a jego celem jest pomoc w przekazaniu na tereny misyjne wózków inwalidzkich.
Więcej o s. Kornelii w "Posłańcu Warmińskim" nr 12/2021 na 28 marca.