W V Lidzbarskiej Pielgrzymce z Lidzbarka Warmińskiego do miejsc objawień Matki Bożej w Gietrzwałdzie pielgrzymowało ponad siedemdziesiąt osób.
W tym roku, ze względu na Rok św. Józefa, postanowiliśmy, że główną intencją pielgrzymki są rodziny. Za wstawiennictwem Matki Gietrzwałdzkiej i Jej Oblubieńca powierzaliśmy je, by były mocne wiarą, wspólną modlitwą i chrześcijańskimi wartościami. Wypraszaliśmy dla nich potrzebne łaski - mówi ks. Grzegorz Antczak. Każdego dnia pątnicy odmawiali Różaniec, był czas na katechezy i chwilę milczenia w drodze. W Głotowie rankiem przeszli Kalwarię Warmińską, odprawiając Drogę Krzyżową.
Kiedy po trzech dniach wędrówki dochodzili do cudownego źródełka w Gietrzwałdzie, ich śpiew roznosił się po błoniach. - Kiedy w oddali zobaczyłam wieżę sanktuarium, uklękłam na polnej drodze. Padłam na kolana z wdzięczności, z poruszenia serca. To taka radość przepełniona wdzięcznością, że mogę tu być, na tej warmińskiej polnej drodze, a Matka Boża jest już tak blisko, mogę Ją w sercu czuć - wspomina Anna.
Szła już trzeci raz. - Każdy rok przynosi nowe owoce. Ta pielgrzymka jest wyjątkową drogą i czasem przepełnionym miłością Bożą. Tak wielu dobrych ludzi spotykamy w wędrówce, którzy otwierają swoje serca, domy, dzielą się owocami pracy swoich rąk. Nie jest to łatwa droga. Czasem prosta po twardej nawierzchni, czasem w pyle polnych traktów, czasem trzeba stawiać stopy po kamieniach. Myślę, że to jak nasze życie. Czasem przyjemne, czasem wymagające wysiłku i zaparcia. Jednak z pomocą Matki Bożej zawsze dojdziemy do celu, którym jest miłość, wybaczenie - uważa Anna.
W pielgrzymce uczestniczyły również całe rodziny. - Idziemy, bo kochamy Maryję. Tu w Gietrzwałdzie jest nasz drugi dom - uśmiecha się Agnieszka, która szła wraz z mężem Andrzejem, córką Zosią i synek Jakubem. - Na początku trudno było nam się zdecydować. Bo to tyle kilometrów, nie wiadomo, czy dzieci dadzą radę, zwłaszcza pięcioletni Kubuś. Wszystkie problemy zniknęły, kiedy zrobiliśmy pierwszy pielgrzymkowy krok - uśmiecha się Agnieszka.
Nieśli w sercach wszystkie intencje całej rodziny i swoje własne. - Prosiliśmy o opiekę i błogosławieństwo dla dzieci, dla nas, dla bliskich. To był piękny czas, a dla mnie dodatkowe wzruszenie, kiedy widzi się własne dzieci modlące się wspólnie z innymi - mówi.
Jak w przypadku każdego pielgrzyma, widok kościoła po dniach trudu wzbudza wzruszenie. - Popłakałam się... Byłam szczęśliwa, że dotarliśmy tu razem - dodaje Agnieszka.