– Poukładałem sobie pewne rzeczy, nauczyłem się żyć bez planu, nie wkurzać się, gdy coś nie wychodzi, tylko robić to, co w mojej mocy. Zaufałem Bogu, który całą drogę troszczył się o mnie – mówi Mariusz Hościółowicz.
Na Camino ruszył sam. – Kilka miesięcy temu pomyślałem, żeby zrobić coś w swoim życiu, „zresetować się”, przeżyć przygodę. Gdy surfowałem po internecie, znalazłem Camino de Santiago. O Szlaku św. Jakuba słyszałem już wcześniej, bo widziałem w Olsztynie znaczące go muszle, jednak nic więcej na ten temat nie wiedziałem – wspomina Mariusz. – Lubię wędrować z plecakiem, a że chciałem drugi raz odwiedzić Hiszpanię, Camino stało się niejako połączeniem tych dwóch rzeczy. Coraz więcej o tym czytałem i myślałem, aż pewnego dnia stwierdziłem, że trzeba zacząć działać. Kupiłem bilet lotniczy do Francji. Pomyślałem, że klamka zapadła, że trzeba iść – opowiada.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.