W Instytucie Północnym im. Wojciecha Kętrzyńskiego Łukasz Ruch opowiadał o gwarze warmińskiej, tradycji i obyczajach.
Łukasz Ruch to propagator gwary i kultury warmińskiej, gawędziarz, autor tekstów, organizator konkursów i kursów gwary, współautor (obok Edwarda Cyfusa i Izabeli Lewandowskiej) Słownika gwary warmińskiej.
Gwary uczył się od dziadków. - Nie za bardzo chcieli mnie uczyć, dziadek zawsze powtarzał „na co ci to?”. Kiedy jednak zacząłem na poważnie się tą gwarą zajmować, żyć nią, to widziałem radość w ich oczach - opowiadał. Dziadek pochodził z Barczewka, a babcia z Kajn, a jak się okazuje przy gwarze warmińskiej już taka odległość potrafiła mocno wpływać na znaczenie słów. - Co wieś, to inaczej się trochę mówiło. Kilka kilometrów mogło dzielić wsie i to wystarczyło. O kiermasach warmińskich, o których opisał ks. Walenty Barczewski, pewnie większość słyszała, a tymczasem u mnie zawsze się mówiło kermas, nie kiermas - opowiadał Ł. Ruch.
Warmińskie kiermasy, uroczystości odpustowe, stanowiły dla Warmiaków bardzo ważny element życia społecznego. - Prawdziwy Warmiak kalendarz kiermasowy znał doskonale - pierwsza niedziela września tu, w sierpniu tam. Jak był „sezon kiermasowy” to babcia praktycznie co niedziela ruszała do innej miejscowości. Ciekawa sprawa z Gietrzwałdem - była raz, powiedziała, że nigdy więcej: że za dużo ludzi, zbytek, ona tam się źle czuje. Dlatego jeździła na kilka dni przed lub po głównych uroczystościach. Bo o to właśnie chodziło w tych uroczystościach - przeżycia duchowe. Gietrzwałd ma w sobie takiego ducha i siłę, które sprawiają, że chce się tam wracać - opowiadał gawędziarz.
Spotkanie „Ópy mózili Zielgónoc” prowadziła Ewa Zdrojkowska, dziennikarka Radia Olsztyn.