Druga niedziela Wielkiego Postu jest dniem modlitwy, postu i solidarności z misjonarzami. Ks. Andrzej Migrała z diecezji warmińskiej obecnie przebywa na misjach w Boliwii.
Wcześniej przez 10 lat posługiwał w Ukrainie. - Po pierwsze, dzień solidarności z nami może być kolejną okazją, by uświadomić sobie wartość modlitwy i postu, aby bardziej je pokochać. Po drugie, wierni mogą się poczuć także misjonarzami, czy współpracownikami misjonarzy, nie wyjeżdżając poza granicę kraju. Po trzecie, możemy tym sposobem dołożyć do swego niebieskiego skarbca dobre uczynki. Jak mówi Jezus: gromadźcie sobie skarby w niebie - tłumaczy ks. Migrała.
Od października ubiegłego roku jest już w Boliwii. - Mój wyjazd na misje był motywowany chęcią pomocy tym Kościołom lokalnym, które cierpią na brak kapłanów, gdzie dostęp do kapłana jest bardzo ograniczony. A dlaczego akurat Boliwia? Właśnie w tym czasie, kiedy zgłaszałem abp. Józefowi swoją chęć posługi misyjnej, przyszedł list do naszej kurii od biskupa z Boliwii, który prosił o kapłanów. Dlatego właśnie wybrałem ten kraj, widząc w tym Boży drogowskaz - opowiada ks. Andrzej.
Obecnie kapłan przebywa w wikariacie apostolskim w Beni, w stolicy departamentu Beni - w Trinidadzie. - To miasto liczące ok. 130 tys. mieszkańców i 11 parafii. Z tutejszym biskupem ustaliliśmy, że rozpocznę w nim swoją posługę przy katedrze pw. Przenajświętszej Trójcy. W związku z tym, że w większości wszystko w Boliwii jest dla mnie nowe, rozpocząłem przygotowanie do samodzielnej pracy duszpasterskiej. Największym wyzwaniem jest dla mnie dobre opanowanie języka castellano. Codziennie więc uczę się go z nauczycielką, trochę sam, czytając i tłumacząc słowo Boże z dnia, słucham radia i telewizji, aby osłuchać się z tutejszą mową. Poza tym codziennie rano odprawiam Mszę św. w katedrze, czasami głoszę krótkie kazania. W miarę możliwości służę sakramentem pokuty czy sprawowaniem sakramentaliów. Ponadto mam możliwość poznania trochę pracy duszpasterskiej tutejszych proboszczów Boliwijczyków - tłumaczy.
Charakterystyczna dla Boliwijczyków jest troska o swoją regionalną kulturę. Archiwum ks. AndrzejaBoliwia należy do krajów ubogich i jest rządzona przez socjalistów. - Jakaś część mieszkańców wyjeżdża do pracy za granicę, pozostała na miejscu zajmuje się handlem, pracuje w zakładach produkcyjnych, oświacie, urzędach państwowych czy w gospodarstwach rolnych. Aby utrzymać swoje rodziny, liczące nierzadko sześcioro i więcej osób, oraz wyżywić, wykształcić i wychować swoje dzieci, rodzice muszą się wiele namartwić. Większość mieszkańców Boliwii porusza się po drogach motocyklami lub skuterami. Owszem, jest też transport samochodowy, ale w mniejszym stopniu - wyjaśnia ks. Andrzej, wyliczając niedogodności posługi na tamtych terenach.
- Niestety, duża część dróg jest w fatalnym stanie. W samej stolicy departamentu ich jakość pozostawia bardzo wiele do życzenia. Choć są asfaltowe lub betonowe, nie brakuje również gruntowych. Takie mamy w większej części departamentu i w związku z tym, gdy spadnie deszcz, woda stoi na drogach, ziemia rozmięka i robi się błoto. W porze deszczowej, przypadającej od grudnia do marca, drogi są często trudno przejezdne lub w ogóle nieprzejezdne. Wtedy mieszkańcom wielu miejscowości zostaje tylko transport lotniczy (awionetki) lub czekanie na poprawę pogody - opowiada, podkreślając, że oprócz tych utrudnień jest także wiele budujących zjawisk. - Liczne rodziny i mocne więzi rodzinne, troska o swoją regionalną kulturę i duże zaangażowanie świeckich katolików w życie parafialne są widoczne na co dzień. Istnieje wiele grup dziecięcych, młodzieżowych, małżeńskich, charyzmatycznych czy neokatechumenalnych, co ukazuje żywy Kościół na tych ziemiach - dodaje, zaznaczając, że nie brakuje wyzwań.
Kapłan obecnie posługuje przy katedrze pw. Przenajświętszej Trójcy w Trinidadzie. Archiwum ks. Andrzeja- Myślę, że podobnie jak w Polsce katolicy w Boliwii potrzebują pogłębienia swojej wiary. Jest ona często powierzchowna i słaba, zanieczyszczona także poglądami wielu istniejących tu wspólnot protestanckich. Ponadto spowiada się bardzo mały procent osób, a jeśli już, to tylko raz w roku, przed Wielkanocą. Poza tym gdy pada deszcz, nie zobaczymy ich w kościele. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy na Mszy św. pasterskiej, odprawianej w katedrze o godz. 22 przez biskupa, była zaledwie garstka ludzi. Przyczyna: padał deszcz - opowiada.
W życie misjonarza wpisane są tęsknoty za tym, co zna z rodzinnych stron. - Od duchowej strony brakuje mi w kościołach publicznych adoracji Najświętszego Sakramentu, naszych polskich tradycji. Nie ma tu dni postnych. Mówi się żartobliwie, że drób to nie mięso, więc można go jeść w każdy piątek, także Wielkiego Postu. Ogólnie jednak jestem nastawiony, aby przyjąć to, co jest mi tu ofiarowane i dane, by to poznać, zrozumieć i polubić - tłumaczy, dodając, że tęsknota dotyczy też przyziemnych spraw. - Czasami brakuje mi polskiego chleba, wędliny czy zupy, np. pomidorowej lub ogórkowej - dodaje z uśmiechem.
Więcej w „Posłańcu Warmińskim” nr 9 z dnia 5 marca 2023 r.