W kościele NMP Ostrobramskiej w Olsztynie dr Anna Mandrela wygłosiła prelekcję o rtm. Witoldzie Pileckim.
Zaprosiliśmy panią Annę z odczytem o rtm. Pileckim, ponieważ on bardzo kochał Matkę Bożą Ostrobramską. Dlatego spotkanie z autorką książki o nim, by powiedziała o tej miłości do Matki Miłosierdzia - wyjaśniał na wstępie proboszcz o. Łukasz Szokaluk OFMCap.
We wspomnieniach z pobytu w niemieckim obozie zagłady Auschwitz rtm. Pilecki napisał: "Jest zawsze pewna różnica pomiędzy powiedzeniem, że się zrobi, a samym dokonaniem tego. Dawno już, przed laty, pracowałem nad tym, żeby te dwie rzeczy spajać w jedną całość. Lecz przede wszystkim byłem wierzącym i wierzyłem, że jak Bóg zechce pomóc, to wyjdę na pewno".
- W raportach z obozu przewija się wiele wątków religijnych. Przy wszystkich doświadczeniach tego miejsca nie stracił swojej wiary. Czasem obecnie nauczyciele, rozpoczynając lekcje historii o tragedii niemieckich obozów koncentracyjnych, mówią: "Gdzie był wtedy Bóg?". Rotmistrz Pilecki to był ktoś, kto mimo tych doświadczeń jeszcze bardziej umocnił się w wierze - mówiła dr Mandrela.
Dużą część swojego życia Pilecki spędził w Wilnie. - Z relacji, które się zachowały, wynika, że noc sylwestrową w 1919 r. jako plutonowy harcerz spędził na nocnej warcie w Ostrej Bramie, za którą stali Niemcy. To był moment, który mocno wrył mu się w pamięć - mówiła pani Anna.
O tym, że Matka Boża była mu bliska, świadczy fakt, iż w 15. rocznicę ślubu podarował swojej żonie ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej na tle orła w koronie, na którego odwrocie znalazła się inskrypcja o treści: "Symbol błogosławieństwa na szczęśliwą walkę Kochanej Marysieńce w dowód uznania jej walki o szczęście rodziny 7.IV.31 - XV - 7.IV.46".
Przytaczała najważniejsze momenty z życia W. Pileckiego, wskazywała na jego motywacje i wartości, którymi kierował się w życiu.
Kiedy pojechała na badania historyczne do Londynu, znalazła jego tekst, którego nikt wcześniej nie przeanalizował. - Przyznaje w nim, że już przed wojną miał stopień kapitana, jednak musiał to trzymać w tajemnicy, bo to była działalność kontrwywiadowcza. Na wojnę wyruszył więc jako porucznik. Gdy się dowiedział, że za misję w niemieckim obozie Auschwitz otrzymał stopień rotmistrza, w tym dokumencie napisał: "Od trzech gwiazdek kapitana w 1938 r. do takich samych trzech gwiazdek rotmistrza w 1943 r. długą i ostatecznie trudną przebyłem drogę" - przytaczała prelegentka.
Z listów i wspomnień rotmistrza jasno wynika, że zawsze wybierał drogę tam, "gdzie jest większy krzyż". - Za każdym razem wybiera to, co trudniejsze, co wymaga większego poświęcenia - mówiła.