Po podjęciu w zeszłym roku przez Rosjan zmasowanego ataku na Ukrainę, Wyższe Seminarium Duchowne "Hosianum" przyjęło uchodźców wojennych. Po upływie roku ciągle schronienie znajduje tu 95 osób.
Nasza pomoc polegała na początku na zakwaterowaniu ich w naszym budynku, zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa. Staraliśmy się odpowiedzieć na potrzeby chwili, sprawy materialne, bo często przyjeżdżali dosłownie z dwiema walizkami - wspomina ks. Hubert Tryk, rektor seminarium.
Podkreśla, że od samego początku placówka była wspierana przez wielu ludzi dobrej woli. - Wiele darów trafiało do seminarium. Odzież, jedzenie, środki czystości i higieny, zabawki - wymienia rektor.
Kolejnym etapem była pomoc w aklimatyzacji w Polsce. - Kwestie prawne, pomoc w znalezieniu zatrudnienia, w zarejestrowaniu się w programach socjalnych. Kwestie związane ze zdrowiem, bo wiele osób wymagało opieki medycznej - przybliża ks. Tryk.
Wskazuje na kleryków, którzy od samego początku aktywnie włączyli się w pomoc uchodźcom wojennym. - Wspomagali ponad setkę osób, które do nas dotarły. Pracowali praktycznie przez całą dobę. Wiele pytań, spraw, niepewności i obaw. Musieli temu zaradzić, by goście mieli poczucie bezpieczeństwa, a przecież nie wiedzieli, jak się poruszać po Olsztynie, gdzie zrobić zakupy, jak trafić do lekarza - mówi rektor.
Wiele osób, które w lutym zeszłego roku trafiło do seminarium, wróciło do Ukrainy. - Przez ten rok przez naszą placówkę przewinęło się ponad dwieście osób. Obecnie w budynku pozostaje dziewięćdziesiąt pięć. Ci, którzy wyjeżdżali, żegnali się z nami bardzo serdecznie, dziękowali za miejsce, atmosferę, troskę i poczucie bezpieczeństwa. Osoby, które są dłużej u nas, tworzą z nami rodzinę. Ciągle w refektarzu wspólnie spożywamy posiłki, rozmawiamy - mówi ks. Hubert.
Uważa, że ten rok był cennym czasem formacji dla alumnów. - To sprawdzian wrażliwości, serca i umiejętności działania, jak też nawiązywania relacji z drugim, potrzebującym człowiekiem. Widzę, że niesiona pomoc umocniła nas, seminaryjną wspólnotę. Wyzwania spowodowały, że musieliśmy się skonsolidować, zbliżyć do siebie, być w jedności - wskazuje rektor.