W Gietrzwałdzie odbyły się adwentowe benedyktyńskie dni skupienia. - Tam, na stercie gruzów i ruin, położone jest Dzieciątko Jezus owinięte chustą - mówił Bernhard Alter OSB.
W Domu Rekolekcyjnym Domus Mariae w Gietrzwałdzie odbyły się trzydniowe benedyktyńskie dni skupienia, które prowadził o. Bernhard Alter OSB, mnich z opactwa Zaśnięcia Matki Bożej w Jerozolimie.
- Głównym celem jest przygotowanie do Bożego Narodzenia poprzez duchowość benedyktyńską, refleksję nad naszą regułą. Święty Benedykt pisze, że nic nie można przedkładać ponad Chrystusa. Gdybyśmy zapytali pierwszego lepszego katolika, co wie o benedyktynach, to by zapewne powiedział: „Módl się i pracuj”. Może ktoś inny by stwierdził, że Pismo Święte, w Polsce Biblia Tyniecka i lectio divina. Jeżeli zapytalibyśmy benedyktyna, on by całą duchowość streścił w jednym słowie - „pax”, czyli pokój. To słowo znajduje się na naszych klasztorach - wyjaśnia o. Bernhard i wskazuje na słowa Psalmu: „Szukaj pokoju i dąż do niego”.
Najgłębszy pokój może dać tylko Bóg. - Pokój tego świata jest poza naszą kontrolą i kieruje się swoimi regułami. Prawdziwy wypływa z komunii z Bogiem - podkreśla benedyktyn.
Opowiada o świętach Bożego Narodzenia w Jerozolimie.
- Mamy bardzo uroczystą Wigilię w kościele. Są czytania tekstów ojców Kościoła, jak i z Pisma Świętego, które przybliżają tajemnicę przyjścia Boga do człowieka. O północy jest Pasterka, na którą przychodzi bardzo dużo Żydów. Jest ich więcej niż chrześcijan. Oni wiedzą, że chrześcijanie tej nocy świętują, i przychodzą z ciekawości, żeby zobaczyć, jak wygląda szopka, posłuchać kolęd - opowiada o. Bernhard.
Kiedy zwraca się do obecnych Żydów, zawsze podkreśla, że przyszli, aby świętować urodziny jednego z największych Żydów w historii ludzkości. Od Niego liczymy czas kalendarzowy, On zmienił świat, przekazał wartości i zmienił myślenie wielu ludzi. - To ważne, żeby uświadomili sobie, że Chrystus dla nich może jest niedotykalny i mało znany, ale dla nas to w Nim spełniają się mesjańskie obietnice proroków. Chrystus jest dla nas Bogiem wcielonym. Przyszedł, aby dać nam nowy wymiar życia - mówi benedyktyn.
Po Eucharystii uczestnicy idą do Betlejem, które znajduje się siedem kilometrów od klasztoru. - Wychodzimy o drugiej w nocy, docieramy około wpół do piątej rano. Betlejem jest już wyciszone, wszyscy pielgrzymi się rozeszli. Jesteśmy przy żłóbku sami. Śpiewamy laudesy, poranną uroczystą modlitwę bożonarodzeniową i wracamy autobusami do Jerozolimy - opowiada o. Bernhard.
W tym roku duchowość benedyktyńska, która opiera się na słowie „pax”, ma szczególny wymiar. - Niestety, mieszkając w Ziemi Świętej, żyjemy na wulkanie. Czasy pokoju, wojny i napięć zmieniają się cyklicznie. To świat, gdzie nieustannie otwarte jest okno z widokiem na krajobraz wojenny. Kiedy przybyłem do Jerozolimy, też był czas napięć. Nie było pielgrzymów. Kiedy na Boże Narodzenie doszliśmy do Betlejem, to miejsce było bardzo smutne. Na znak żałoby nie włączono żadnych świateł, nie było ozdób. W tym roku będzie podobnie. Temu miejscu towarzyszy atmosfera bólu - uważa zakonnik.
Zanim wyjechał do Polski, widział próbną dekorację szopki w jednym z franciszkańskich kościołów. - Tam, na stercie gruzów i ruin, położone jest Dzieciątko Jezus owinięte chustą arafatką, co ma symbolizować, że Chrystus przyszedł do swoich i przyniósł pokój, a ten pokój nie został przyjęty - mówi o. Alter.