Od południa centrum Olsztyna jest zablokowane przez protestujących rolników z województwa warmińsko-mazurskiego. - Walczymy o nasze sprawy, o to, żebyśmy mieli dobrą polską żywność. Stop unijnej dyktaturze! - rozbrzmiewały hasła.
Od przedpołudnia do Olsztyna przyjeżdżali rolnicy, by wziąć udział w zaplanowanym proteście, który ma potrwać 48 godzin. - Chcemy manifestować, okazując swoje niezadowolenie z aktualnej polityki Unii Europejskiej oraz aktualnej sytuacji na granicy z Ukrainą; miał być jedynie tranzyt, a okazuje się, że to jest przemyt produktów rolno-spożywczych do naszego kraju - wyjaśnia organizator protestu Bartosz Głowacki.
Przypomina, że protest zgłoszony jest na 48 godzin. - Jeżeli będzie wola rolników, aby zakończyć go szybciej, to zakończymy go po dwudziestu czterech godzinach - deklaruje.
- Bardzo przepraszamy mieszkańców Olsztyna za utrudnienia, ale nie mamy innego wyjścia, żeby pokazać swoje niezadowolenie. Jesteśmy do tego zmuszeni - uważa B. Głowacki.
Mimo trudności w komunikacji w centrum miasta, mieszkańcy stolicy Warmii i Mazur popierają protest rolników. Między ciągnikami spacerują nawet rodziny, bo dla dzieci widok wielkich maszyn rolniczych jest z pewnością niecodzienną atrakcją.
- Mają powód, by protestować. Ale fajny widok, pierwszy raz coś takiego widzę. Jest co podziwiać - uśmiecha się pan Jarosław. - Jestem za! Niech walczą o swoje. Jestem murem za polskim rolnikiem - podsumowuje krótko pani Marta. - Dokładnie nie orientuję się, ale coś musi być na rzeczy, skoro jest tych rolników aż tak dużo - uważa pan Zdzisław. - Ale w Olsztynie nie ma człowieka, który mógłby im pomóc. Pokrzyczą i się rozjadą. Myślę, że to sprawa do premiera - uważa pan Marek.
- Wiem, że chodzi o to, że część ziemi ma stać ugorem. Można sobie wyobrazić, że dziesięć procent ziemi musi zostać bez upraw, a muszą za ziemię płacić podatek; mają kredyty, leasingi maszyn. To wszystko kosztuje. Naściągali towaru z Ukrainy. Ja się nie dziwię tym ludziom - mówi pan Andrzej.