Co roku ten wieczór w Klebarku Wielkim jest wyjątkowy. Wiele osób już wcześniej planuje przyjście do kościoła. Bo przecież nie co dzień ma się okazję ku temu, żeby odprowadzić św. Jana Chrzciciela do wód jeziora, by na brzegu prosić go o łaski na czas odpoczynku.
Uroczystości ku czci św. Jana Chrzciciela rozpoczęła Eucharystia. Po niej odbył się wieczór uwielbienia zakończony indywidualnym błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem. Zaraz potem czwórka mężczyzn podeszła do figury św. Jana Chrzciciela. „Oto jest dzień”, zainicjował pieśń proboszcz ks. Wojsław Czupryński.
Figura uniosła się do góry, zaczęła kołysać się zgodnie z krokami niosących ją mężczyzn. Ktoś podbiegł, by otworzyć na oścież główne drzwi kościoła Znalezienia Krzyża Świętego, przed którym stali już ministranci z zapalonymi pochodniami. Uformowana procesja ruszyła ku brzegom Jeziora Klebarskiego, gdzie już paliły się na jego tafli dwa duże ogniska.
Klebark Wielki. Procesja z figurą św. Jana Chrzciciela do wód Jeziora Klebarskiego
W Klebarku Wielkim przez lata proboszczem był ks. Henryk Błaszczyk, kapelan Suwerennego Rycerskiego Zakonu Szpitalników Świętego Jana z Jerozolimy, z Rodos i z Malty, czyli kawalerów maltańskich. To on przywrócił szczególny kult św. Jana, a w Klebarku ustanowiono odpust.
- To było chyba dwadzieścia lat temu - uważa Jolanta Szczepańska. - Pamiętam pierwszy rok, kiedy zainicjował tę tradycję ks. Henryk. Rozmawialiśmy na tym tarasie - mówi i pokazuje to miejsce. Kiedy pani Jolanta przyszła w odwiedziny do proboszcza, ten podzielił się pomysłem rozbudzenia kultu św. Jana Chrzciciela. Wyciągnął stary katafalk, potem dużą płachtę materiału, żeby go przykryć. Przyniósł starą figurę świętego, skąd, chyba nie wie nikt, ale musiała być gdzieś w zakamarkach domu parafialnego.
- Mówi do mnie: „Jola, patrz, tam rosną kwiaty. Jakbyśmy tego naszego Jana przyozdobili nimi, coś przyczepili, przywiązali, zobacz, jakby było ładnie. Zrobimy święto!”. I tak się zaczęło - wspomina. I tak od dwudziestu lat, co roku znajdują się jakieś kwiaty, znajdują się mężczyźni niosący figurę, przychodzą liczni wierni, aby za wstawiennictwem św. Jana Chrzciciela prosić o łaski. - Kwiaty co roku są inne, ale Jan jest ciągle ten sam - śmieje się pani Jolanta.
Obchody uroczystości św. Jana Chrzciciela wpisały się już na stałe w życie parafii. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćPlany były różne. Na początku procesja nad brzeg jeziora. Był czas, kiedy figura świętego opływała jezioro na łódce. Był nawet taki pomysł, żeby na pobliskiej wyspie zrobić kaplicę jego imienia, połączyć ją pomostem ze stałym brzegiem. Zamysły pokrzyżowało niespodziewane wydarzenie. - Przyjechał abp Edmund Piszcz. Szedł z nami za figurą. Początek procesji wszedł na pomost, a ten był stary, nieco zniszczony. Weszło parę osób z figurą, z nimi arcybiskup. Pomost się zarwał - opowiada. - Ależ było strachu, bo baliśmy się o arcybiskupa. Na ratunek rzucili się wszyscy, którzy byli obok niego. To było pamiętne wydarzenie - wspomina.
Znad brzegów jeziora wierni znów podążają z św. Janem Chrzcicielem. Ten, idąc na nogach mężczyzn, wiedzie wszystkich na tyły plebanii, gdzie już panie krzątają się przy stołach, przygotowując poczęstunek. Ktoś rozpalił ognisko, nad którym na ruszcie pieką się kiełbasy. Z otwartych okien plebanii wypływają zapachy rozgrzanej pizzy.
A po uczcie duchowej jest czas na ucztę dla ciała. Krzysztof Kozłowski /Foto Gość- Ważny jest wymiar duchowy, kiedy spotykamy się z żywym Bogiem. Ważny jest też i wymiar ludzki, kiedy wspólnie spędzamy czas, możemy się lepiej poznać, ubogacić się wzajemnie - uważa proboszcz ks. Wojsław Czupryński. - Każde takie wydarzenie w parafii jest okazją do budowania wspólnoty. Cieszymy się z tego. Będziemy biesiadować do rana - dodaje.