W prezbiterium stoi łaskami słynący krzyż. Na co dzień wisi w bocznym ołtarzu Krwi Chrystusa, który przed wiekami ufundował bp Krzysztof Szembek. W przededniu odpustu kapłani zdejmują go; zwykle wisi na haku, u podnóża osadzony jest w drewnianym elemencie obłożonym posrebrzaną blachą, co symbolizuje skałę Golgoty. - Krzyż na skale, krzyż miłości - mówi wikary ks. Mateusz Spakowski.
Bisztynek na co dzień jest raczej zapomnianą miejscowością. Kiedy przejeżdża się obok zabudowań, widać masywną bryłę kościoła. To tu przed wiekami miał miejsce cud eucharystyczny.
Trzeba cofnąć się o kilka wieków, kiedy miało miejsce poświęcenie świątyni. Rok 1400. Zgromadziła się rzesza wiernych, przedstawiciele wszelkich stanów. Przybył i biskup warmiński Henryk III Sorbom. Podczas Eucharystii wydarzył się cud, który opisuje „Kronika Lidzbarska”: „A kiedy biskup, krótko przed swoją śmiercią, poświęcał i zarazem potem odprawiał Mszę św., podczas podniesienia na lewej ręce poczuł spływającą krew.” Niektórzy twierdzili po trzystu latach, że to wówczas hostia trzymana w dłoniach innego kapłana spłynęła krwią; trzymając w dłoniach chleb eucharystyczny, zwątpił, że jest to prawdziwe Ciało Chrystusa, a z hostii zaczęły kapać krople krwi na korporały.
- Wieść się rozeszła, że hostia krwią płakała. Cud! - podkreśla proboszcz ks. Leszek Kuriata. Skrzętnie i z delikatnością zebrano korporały i wysłano do Watykanu. - Znajdują się one tam do dziś. Nie wiem, czy ktoś podjął starania o ich odzyskanie. Myślę, że warto by było odszukać je i sprowadzić z powrotem na Warmię - uważa ks. Kuriata.
Ksiądz Andrzej Szymański CPPS ze Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa ze Swarzewa uważa, że tak duża różnica czasowa może wskazywać na fakt, że tak naprawdę w Bisztynku mieliśmy do czynienia z dwoma cudami eucharystycznymi.
Raz do roku kościół w Bisztynku wypełnia się wiernymi. A warto wiedzieć, że ta świątynia jest drugą co do wielkości w archidiecezji warmińskiej; ma aż tysiąc dwieście miejsc siedzących. Większa jest jedynie archikatedra we Fromborku. Dzieje się tak na początku lipca, kiedy wspominając cud Eucharystyczny odbywa się odpust ku czci Najdroższej Krwi Chrystusa.
Pani Teresa specjalnie na odpust upiekła i ozdobiła sto pierników. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćPrzygotowania trwają kilka miesięcy. Sprawy organizacyjne, kto za co odpowiada. Próby chóru parafialnego, trzeba też przygotować poczęstunek dla pielgrzymów, którzy zjeżdżają się z całej Polski. - Upiekłam pierniki odpustowe na prośbę naszych księży. Kiedy się dowiedzieli, że mam taki talent, stwierdzili, że byłaby to wyjątkowa pamiątka dla pielgrzymów - mówi Teresa Kołodziejska. - Nasz kościółek jest ciekawy, ma swoją tradycję, a my wierzymy w Boga i chcemy Mu służyć. Dla mnie to wielka radość, że mogę w ten sposób uświetnić nasz odpust - podkreśla. Ciasto na pierniki zrobione jest na bazie miodu. - Piekłam je przez dwa dni. Dekoracja zajęła mi znacznie więcej czasu. W sumie upiekłam sto sztuk - nie kryje zadowolenia.
- Tu się zdarzył cud eucharystyczny, a nasz odpust przypomina o tym. Każdego roku czcimy przenajdroższą Krew Jezusa Chrystusa - podkreśla Jadwiga Lenart. Należy do parafialnej Wspólnoty Krwi Chrystusa. - Co roku widzę, jak setki ludzi idzie za krzyżem. Widzę, jak są wzruszeni, jak żywa jest ich wiara. Nie muszę nigdzie jeździć, na co dzień mogę dotykać tej wielkiej tajemnicy wiary. Każdy z nas doświadcza codziennych zranień. Są to nasze grzechy, są to słowa i oceny ludzi. A Krew nas wzmacnia, uświadamia, że te nasze bóle są niczym, choć włączone w mękę Jezusa nabierają wartości. To mnie umacnia - uważa Jadwiga.
- Jezus nam zawsze błogosławi - uważa pani Jadwiga. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćW prezbiterium stoi już łaskami słynący krzyż. Na co dzień wisi w bocznym ołtarzu Krwi Chrystusa, który przed wiekami ufundował bp Krzysztof Szembek. W przededniu odpustu kapłani zdejmują go; zwykle wisi na haku, u podnóża osadzony jest w drewnianym elemencie obłożonym posrebrzaną blachą, co symbolizuje skałę Golgoty. - Krzyż na skale, krzyż miłości - mówi wikary ks. Mateusz Spakowski.
Kościół wypełnia się wiernymi. Trwa nabożeństwo ku czci Najdroższej Krwi Chrystusa. Na ołtarzu stoi monstrancja. Obok góruje ów krzyż, ten z ołtarza, o którym ci, którzy dostąpili łask mówią: „Łaskami słynący”. - Adorujemy krzyż Pana Jezusa, o którym mówią od wieków: „Łaskami słynący krzyż”. Czasami szukamy naznaczonych przez Boga miejsc gdzieś daleko, a mamy je tak blisko. Tu miał miejsce cud eucharystyczny. Można przyjechać do Bisztynka, by przed „łaskami słynącym krzyżem” uklęknąć i prosić o łaski dla najbliższych i dla siebie. To miejsce jest naznaczone obecnością Zbawiciela - mówi ks. Kuriata.
Wita poszczególne pielgrzymki. Wskazuje na stojący w prezbiterium krzyż, na którym od wieków wisi Jezus, który z miłości oddał życie za każdego człowieka. Wskazuje na krzyż stojący w prezbiterium, gdzie miał miejsce cud eucharystyczny.
Pielgrzymów przywitał proboszcz ks. Leszek Kuriata. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćRozpoczyna się Msza św., której przewodniczy ks. Michał Piotrowski. Historię cudu przypomina w homilii ks. Andrzej Szymański CPPS. - Nie o samą Krew chodzi, a o Chrystusa, który swoją Krwią nas zbawił. Moment przelania Krwi jest zwrotem w dziejach ludzkości. Oddajmy swoje grzechy Bogu, zanurzając je we Krwi Chrystusa - podkreśla.
Bisztynek, odpust ku czci Najdroższej Krwi Chrystusa. Homilia ks. Andrzej Szymański CPPSPo Eucharystii rozpoczyna się procesja prowadzona przez „Krzyż łaskami słynący”. Niosą go przedstawiciele różnych stanów i wspólnot, niosą grzesznicy, którzy właśnie w krzyżu widzą swoje zbawienie. Wierni niosą chorągwie, niosą różaniec. Idą posłusznie, choć owe posłuszeństwo różnie wygląda w życiu codziennym. Dziś widać skupione twarze, wzrok podąża za znakiem zbawienia; chwieje się, bo niosą go przecież chwiejni w wierze ludzie. Procesja zatacza koło wokół świątyni.
Bisztynek - Odpust ku Najdroższej Krwi Chrystusa - 2024 r.
- Tak bardzo dotknęły mnie obrazy, kiedy po zakończonej procesji wnieśliśmy go do kościoła. Ludzie podchodzili i dotykali krzyża. Pomyślałem wówczas, że jako kapłan w tej parafii chyba się do niego przyzwyczaiłem, jakby trochę mi spowszedniał. Przecież w każdy czwartek przy tym ołtarzy sprawujemy Eucharystię wraz z członkami parafialnej Wspólnoty Krwi Chrystusa. Przy tym krzyżu zawsze jest ten sam cud Eucharystyczny, kiedy uobecnia się Ciało i Krew Jezusa. A dziś ludzie podchodzili, wyciągali stęsknione dłonie, dotykali, wręcz pieszczotliwie dotykali. Widziałem łzy w oczach. Oni tym dotykiem oddawali się Zbawicielowi, oddawali całą historię życia, bolesne wybory, bolesne relacje, niewdzięczności, których doświadczyli, zranienia słów i troskę o bliskich, bo od Boga odeszli. Tak odczułem, że ten dotyk ich uzdrawia. Oni po to tu przyjeżdżają - mówi wikary ks. Mateusz Spakowski.
Po okrążeniu kościoła procesja powróciła do świątyni. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćZa rok znów przyjadą tu rzesze wiernych. Przyjadą z Polski, przybędą z archidiecezji warmińskiej. Przyjadą, by dotknąć krzyża, który przecież na co dzień noszą w sercach, we wspomnieniach, w bolesnych chwilach. - W tym krzyżu jesteśmy my. W tym krzyżu jestem i ja. Za rok też tu będę. Myślę, że nie może zabraknąć każdego z nas. Bo w krzyżu jest nasze zbawienie - mówi wzruszony Tadeusz Kubis.