– Żyjemy na ziemi męczenników. Będziemy mieć w maju pierwszą błogosławioną. Teraz czekamy na beatyfikację duszpasterzy – podkreśla ks. Bartłomiej Koziej, proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela w Unikowie i parafii św. Jodoka w Sątopach.
Ksiądz Koziej wchodzi do przedsionka świątyni. Wyciąga z kieszeni ogromny klucz, po chwili słychać cichy zgrzyt zamka. Podchodzi do niewielkiego prezbiterium, rozwiera skrzydła balasek. Na pierwszy rzut oka już widać, że nie ma ołtarza, jaki znany jest po Soborze Watykańskim II. – Prezbiterium jest zbyt małe – wyjaśnia. Ksiądz podchodzi do tabernakulum. – Używam naczyń liturgicznych, które on ukrył przed sowieckimi żołnierzami. Jest kielich, którego używał do sprawowania Eucharystii. Są stare mszały przez niego podpisane, stare szaty liturgiczne. Jest przepiękna monstrancja, którą ukrył w szopie pod stertą drewna – wymienia ks. Bartłomiej. – Zawdzięczamy mu, że te przedmioty nie zostały zrabowane przez czerwonoarmistów. Oni wszystko kradli, szczególnie to, co złote, co się świeci. Nie uznawali żadnej świętości, nie szanowali życia drugiego człowieka – uważa kapłan. – Ks. Franciszek Zagermann w świadomości parafian i księży w dekanacie uchodził za świętego. Cieszył się szacunkiem wśród ludzi, zawsze dobry, uczynny i życzliwy. Wszyscy wspominali go jako pobożnego człowieka, który okazał się również dobrym pasterzem; nie zostawił wiernych i za nich oddał swoje życie. Męczeństwo było ukoronowaniem jego kapłaństwa; jakby przez lata dojrzewał do ostatniego akordu w pięknej melodii swojego życia. Męczeńska śmierć stała się przypieczętowaniem jego świętości – podkreśla ks. Bartłomiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.