W sobotę 16 listopada odbył się pogrzeb brutalnie pobitego proboszcza parafii św. Brata Alberta w Szczytnie. - Nasz przyjacielu, żegnamy cię w dniu dzisiejszym i nikt z nas nie jest w stanie się z tym pogodzić. Zbrodniarz, który cię zabił, zadał tak naprawdę cios w każde z naszych serc. Każde z naszych serc pękło - mówił burmistrz Stefan Ochman.
W pochmurny sobotni poranek z chwili na chwilę coraz więcej osób szło w stronę kościoła św. Brata Alberta, jakby dziś wszystkie drogi wiodły do Boga. Z pobliskich uliczek wiodących do świątyni szły kolejne osoby, by pożegnać swojego proboszcza. - Wszystko się skończyło - urwała zdanie pani Barbara. - To dla nas wielka tragedia. To był dla nas bardzo ważny człowiek. Budował kościół, budował duchowo nas, swoich parafian. Tyle lat chrzcił, spowiadał. Niejednego odprowadził na cmentarz. Uczył nas wiary i miłości. Dziś my idziemy, żeby go pożegnać. Ale to nie wróci, nie wróci - mówiła. Kolejne osoby szły w milczeniu zamyślone.
Wiele osób podchodziło do trumny i w geście pożegnania kładło na nią dłoń. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćPrzed kościołem zabrakło wolnych miejsc parkingowych. Tak wiele osób przyjechało, niektórzy z bardzo daleka. - Przyjechaliśmy z mężem z Torunia - mówiła Anna. Z ks. Lechem wspólnie uczestniczyli w kilku spływach kajakowych. - Msze św. w terenie. Krzyż złożony z wioseł. Ogniska, wspólne śpiewy i wiele radosnych chwil. Ale i poważniejsze rozmowy. On zawsze wiedział, co powiedzieć, mądrze powiedzieć - wspominała. - Był ciepłym, otwartym na innych człowiekiem. Taki przyjaciel na każdą chwilę, na radość ogniska i zadumę modlitwy. Trudno jest nam się pogodzić z jego śmiercią, zwłaszcza tak tragiczną śmiercią - podkreślała Anna.
Przed rozpoczęciem modlitwy różańcowej w intencji ks. Lachowicza do kościoła wprowadzono trumnę z jego ciałem, którą ustawiono przed prezbiterium. Wiele osób podchodziło do niej i w geście pożegnania kładło na nią dłoń. Podchodzili także bracia w kapłaństwie. Niektórzy długo stali przy trumnie. Z każdym "Zdrowaś, Maryjo" przybywało ludzi w kościele. Przed Eucharystią świątynia wypełniła się po brzegi.
Szczytno. Msza św. pogrzebowa śp. ks. Lecha Lachowicza
Mszy św. pogrzebowej przewodniczył abp Józef Górzyński. Na wstępie głos zabrał ks. kan. Andrzej Wysocki, dziekan dekanatu Szczytno. - Dzisiejszego spotkania nikt z nas nie spodziewał się. Przyszło nagle, niespodziewanie - mówił wyraźnie wzruszony ks. Wysocki. - Dzisiaj w tej świątyni, którą budował ks. Lech Lachowicz, spotykamy się na dziękczynieniu. Jest żal. Jest modlitwa. Ale szczególnie towarzyszy nam dziękczynienie za życie, dzieło, za to, czego dokonał ks. Lech. Dlatego tak tłumnie przyszliśmy się modlić - podkreślał dziekan.
Przywitał licznych kapłanów i siostry zakonne. - Szczególnie witam wspólnotę parafialną, dziś gromadzącą się wokół swojego duszpasterza, z którym przez 34 lata żyła i chce mu podziękować. Może nam towarzyszyć płacz. Może towarzyszyć ból płynący z serca, którego do końca nie jesteśmy w stanie wyrazić. Ale niech nam towarzyszy nadzieja, którą miał śp. ks. Lachowicz i swoich parafian uczył, że w Chrystusie jest zmartwychwstanie. Jesteśmy przekonani, że jego życie będzie zasługiwało na nagrodę, że będzie się on cieszyć życiem wiecznym - mówił ks. Wysocki.
Homilię wygłosił abp Górzyński. - Trwoga przed śmiercią jest doświadczeniem stale obecnym w życiu człowieka. Wystarczy sama refleksja nad umieraniem i rozpadem naszej ziemskiej cielesności, by popaść w stan najwyższego niepokoju. A cóż dopiero, kiedy ta śmierć zostaje zadana w nieoczekiwany i niebywale okrutny sposób. Taka śmierć rodzi szczególną zadumę i napełnia wyjątkową trwogą. I my dziś wobec takiej śmierci stoimy, uczestnicząc w pogrzebie zabitego kapłana, ks. Lecha Lachowicza - mówił metropolita warmiński.
Metropolita warmiński apelował, by w obliczu tej bezsensownej śmierci bardziej wsłuchiwać się w słowa natchnione niż w ludzkie oceny i refleksje. Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Msza św. pogrzebowa śp. ks. Lecha Lachowicza - homilia abp Józef Górzyński
Podkreślał, że przyjście Jezusa na świat i całe zbawcze dzieło miały za cel pokonanie śmierci. On dokonał tego, mierząc się z nią osobiście, przechodząc trwogę konania i niewyobrażalne cierpienie krzyża, by odnieść najważniejsze ze zwycięstw - zwycięstwo nad śmiercią. Dlatego powinniśmy mieć wiarę w objawionego Boga, do którego szlak wyznaczył Chrystus, stając się dla nas drogą, prawdą i życiem. Mamy zaufać Synowi Bożemu i powierzyć Mu życie.
- I tak się stało w przypadku śp. ks. Lecha. On tak poznał Chrystusa, że postanowił związać z Nim całe swoje życie. Przez kapłańskie powołanie, które rozeznał i podjął, stał się sługą Chrystusa, gotowym do udziału w misji przepowiadania nadziei zbawienia i obdarowywania wiernych pokarmem na życie wieczne - podkreślał pasterz.
Przypominał życiorys zabitego kapłana. Lech Czesław Lachowicz urodził się 20 lipca 1952 r. w Lidzbarku Warmińskim. Został ochrzczony 30 września 1952 r. w kościele w Kraszewie. Po ukończeniu szkoły średniej w 1969 r. wstąpił do seminarium, a w podaniu tak motywował swój wybór: "Chcę służyć Bogu i ludziom, nieść ludziom Boga przykładnym życiem, głoszeniem słowa Bożego". W latach 1971-1973 jako kleryk odbywał przymusową służbę wojskową w jednostce w Brzegu nad Odrą. Święcenia kapłańskie otrzymał 20 czerwca 1976 r. z rąk bp. Józefa Drzazgi. Pracował w wielu parafiach, by w 1990 r. zostać pierwszym proboszczem erygowanej w Szczytnie parafii św. Brata Alberta. Brutalnie pobity w bandyckim napadzie na plebanii w Szczytnie zmarł 9 listopada w Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie w 72. roku życia i 48. roku kapłaństwa.
Wieniec od parafian. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćMetropolita warmiński apelował, by w obliczu tej bezsensownej śmierci bardziej wsłuchiwać się w słowa natchnione niż w ludzkie oceny i refleksje. - Choć te ostatnie cisną się nam do głów, bo nawet w świecie, w którym codziennie zalewają nas obrazy ludzkiego okrucieństwa, ta śmierć kapłana wstrząsnęła nami wszystkimi. W jej kontekście nie sposób uwolnić się od refleksji nad skalą deprawacji, jaką zło może poczynić w człowieku. Do czego człowiek może być pchnięty z motywów, które - jakkolwiek opisane - mają swoje źródło w złu i są tego zła emanacją? Jednakże nie do zła należy ostatnie słowo. Zło zostało pokonane, a my znamy jego Zwycięzcę. Ksiądz Lech poświęcił całe swoje życie głoszeniu Chrystusowego zwycięstwa na złem, grzechem i śmiercią. Zło brutalnie odreagowało na nim jego posługę swoim zbrodniczym piętnem, ale na pewno go nie zwyciężyło. On bowiem całym swoim życiem stanął po stronie Zwycięzcy śmierci, piekła i szatana - mówił pasterz.
Prosił, by swoich serc i umysłów nie napełniać nienawiścią czy złorzeczeniem. Jako uczniowie Chrystusa mamy się modlić za sprawcę i wszystkich zło czyniących, o ich przemianę i uwolnienie od zła. - Módlmy się, aby dobry Bóg był dla nich, tak jak i dla nas, miłosierny. W dniu wspomnienia Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej, Matki Miłosierdzia, wzywamy w tej intencji Jej przemożnego wstawiennictwa. Boskiemu miłosierdziu i Boskiemu sądowi powierzamy i sprawcę, i ofiarę. My zwracamy się do Chrystusa. On, który mówi do nas: "Niech się nie trwoży serce wasze", jest dla nas nadzieją i pociechą. Dla śp. ks. Lecha był Drogą, był Prawdą, był i pozostanie na wieczność Życiem - podkreślał metropolita warmiński.
Na pogrzeb przyjechało wielu kapłanów, by pożegnać swojego brata w służbie Bogu. Krzysztof Kozłowski /Foto GośćPod koniec Mszy św. kapłani, przyjaciele ks. Lachowicza wspominali go. - Był człowiekiem realnie patrzącym na świat, wielkim patriotą, człowiekiem bardzo oczytanym, umiejącym oddzielać plewy chłamu, który zewsząd nas zalewa. Był bezkompromisowy. Dla niego "tak" to było tak, "nie" to było nie. Nie był jak chorągiewka na wietrze. Był zatroskany o Polskę i swoją parafię - wspominał ks. Kazimierz Żuchowski.
- Byłeś autorytetem i przyjacielem. Umacniałeś nas - podkreślali koledzy z czasów służby wojskowej w Brzegu. - Byłeś zawsze hardy dla kadry politycznej i przyjacielski dla każdego z nas. Kochałeś nas jak braci, a my kochaliśmy ciebie jak brata. Skoro Bóg powołał ciebie jako jednego pierwszych spośród nas, rezerwistów roku 1973, obiecujemy pamiętać o tobie w modlitwach, a za wszystko, co czyniłeś dla nas i z nami, dziękujemy. Odchodzisz, dlatego głoś chwałę Boga, jak to czyniłeś przez całe życie kapłańskie. Mówię ci: "Do zobaczenia w niebie" - mówił jeden z przyjaciół ks. Lecha.
Swojego proboszcza żegnali również parafianie. - Nasz przyjacielu, żegnamy cię dzisiaj i nikt z nas nie jest w stanie się z tym pogodzić. Zbrodniarz, który cię zabił, zadał tak naprawdę cios w każde z naszych serc. Każde z naszych serc pękło. Jedyne, co nam dzisiaj zostaje, to mieć nadzieję i wiarę, mieć dziękczynienie za to, co dla nas zrobiłeś. Zbudowałeś nie tylko kościół. Zbudowałeś społeczność, która tak licznie przybyła, żeby ci za wszystko podziękować. Nigdy o tobie nie zapomnimy. Dziękujemy, księże proboszczu, nasz przyjacielu - mówił burmistrz Ochman.
Szczytno. Pożegnanie śp. ks. Lecha Lachowicza
Po Mszy św. odprowadzono trumnę w kondukcie pogrzebowym na cmentarz komunalny w Szczytnie. Ksiądz Lech spoczął w kwaterach kapłańskich.