– Byli szczęśliwi, choć mieli ciężko. Ale może właśnie to ów ciężar przynosi poczucie radości, kiedy człowiek daje radę i osiąga to, co zamierzał? – zastanawia się Hanna Szleszyńska.
Z pewnością to będą kolejne udane święta – uśmiecha się Hanna Szleszyńska. – Choć przy stole coraz mniej bliskich, to czuję, jakby byli, bo przecież są w niebie – dodaje z przekonaniem. O tym, które to Boże Narodzenie w jej życiu, nawet nie wspomina. – Nie ma co liczyć. Nie ma… – śmieje się. I tak jak jej tata, pierwszy powojenny piekarz w Olsztynie, lubi w tym czasie powspominać. Dzieciństwo, lata młodzieńcze, potem ślub z „najukochańszym człowiekiem na świecie”, jak mówi o swoim mężu Janie. Lubi wspominać swoich rodziców, którzy mimo zawieruchy wojennej odnaleźli się, bo przecież miłość już taka jest, że wbrew losowi potrafi połączyć dwie przeznaczone sobie dusze. – Byli szczęśliwi, choć mieli ciężko. Ale może właśnie to ów ciężar przynosi poczucie radości, kiedy człowiek daje radę i osiąga to, co zamierzał? Może… – zastanawia się przez chwilę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.