– Zrozumiałam, że nie trzeba jechać daleko na misje, bo potrzebujący są obok mnie – podkreśla wolontariuszka Aneta.
Działają już trzy lata i od trzech lat ich soboty wyglądają podobnie. Trzeba rano wstać, zrobić zakupy w hurtowni spożywczej, pojechać do piekarni po chleb, do Łęgajn po parówki i do jednej z olsztyńskich restauracji, żeby odebrać gary z gorącym jedzeniem. – Zanim zaczniemy wydawać posiłki dla bezdomnych, jest sporo obowiązków. Taka jest nasza misja miłosierdzia – podkreśla Kamil Piotrowski. Pod młynem nieopodal dworca głównego w Olsztynie rozstawiają stoły, zadaszenie. To miejsce, które jest już znane bezdomnym. Przychodzą tu, aby zjeść, porozmawiać, podzielić się troskami. – Jesteśmy co sobotę, bez względu na porę roku. Ci ludzie przyzwyczaili się do nas, do miejsca, gdzie mogą zjeść ciepły posiłek – opowiada Kamil.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.