W Wyższym Seminarium Duchownym „Hosianum” prezbiterzy wraz z abp. Józefem Górzyńskim i bp. Januszem Ostrowskim uczestniczyli w dniu formacyjnym kapłanów warmińskich. Homilię wprowadzającą do rachunku sumienia, a później konferencję wprowadzającą do nowego roku liturgicznego wygłosił ks. dr Jan Szeląg.
Spotkanie rozpoczęło się liturgią słowa. - Adwent jest pięknym okresem liturgicznym. Swoje piękno zawdzięcza temu, że oczekujemy na przyjście Boga, który powiedział, że przyjdzie i przyniesie łaskę zwyciężającą zło, przyniesie pokój, sprawiedliwość i radość - mówił diecezjalny ojciec duchowy ks. Krzysztof Bielwany. - Oczekujemy Boga, który chce odnowić swoje mieszkanie pośród nas, stać się bliskim jak ojciec, jak brat. Nie ma też nic piękniejszego nad czystość duszy i serca człowieka. Prośmy Pana Boga o łaskę oczyszczenia naszego serca i sumienia na Jego przyjście - zachęcał ojciec duchowny.
Arcybiskup Józef Górzyński zauważał, że to adwentowe spotkanie formacyjne kapłanów ma wprowadzić ich w nadchodzący okres liturgiczny, jak i w tematykę nowego roku liturgicznego.
- Jako kapłani sami powinniśmy być przygotowani i dobrze poznać myśl kształtującą nowy rok liturgiczny - mówił metropolita warmiński. Odnosił się do ostatniego synodu, do jego etapu parafialnego, kiedy to wierni wyrazili największe potrzeby ludu Bożego. - Bardzo mocnym akcentem była potrzeba głębokiej formacji. Potrzebujemy więcej wiedzieć, potrzebujemy coś głębiej przeżyć i poznać, lepiej rozumieć Kościół - wyjaśniał. Stąd kolejny rok liturgiczny będziemy przeżywać pod hasłem: „Uczniowie, misjonarze”.
- Żebyśmy poczuli się uczniami Chrystusa powołanymi nie tylko do relacji osobistych z Chrystusem, ale także do misyjnych zadań w Kościele. Hasło tego roku, który rozpoczniemy w pierwszą niedzielę Adwentu, będzie nam kapłanom o tym przypominać. Jeśli idziemy do wiernych, to mamy iść z Dobrą Nowiną, jednak najpierw trzeba jej doświadczyć, przeżyć ją i zrozumieć, czyli uzdolnić się do jej głoszenia. Jeśli nie, to będziemy świadczyć o czymś, co jest naszym mniemaniem, albo nie dość pogłębionym doświadczeniem. Zaniesiemy siebie, a nie Boga - podkreślał abp Górzyński.
Homilię podczas liturgii słowa wygłosił ks. dr Jan Szeląg, dyrektor Wydziału Duszpasterskiego Kurii Biskupiej Archidiecezji Przemyskiej, delegat metropolity przemyskiego do permanentnej formacji kapłanów. Nawiązywał do Ewangelii św. Jana, w której ewangelista opisywał scenę ostatniej wieczerzy i zdrady Judasza, który po początkowej euforii bycia uczniem Mistrza, z czasem poczuł się rozgoryczony pomazańcem Bożym. Wskazywał na pokusy, których doświadcza Judasz i którym uległ.
Pierwsza to pokusa zawiści i zazdrości. Judasz po prostu nie zaakceptował swojego miejsca w gronie powołanych. - Jakże wielce był rozczarowany, kiedy Jezus brał ze sobą Piotra, Jakuba i Jana, chociażby na Górę Przemienienia, czy wskrzeszając dziecko. Jaka była urażona jego męska duma, kiedy matka synów Zebedeusza prosiła o to, aby to oni byli po prawej lub lewej stronie mistrza z Nazaretu - mówi ks. Szeląg.
Druga to materializm. - Zdradzał swoje aspiracje, chociażby wówczas, kiedy Jezus przyszedł do kobiety jawnogrzesznicy i ona zaczęła mu ocierać nogi drogocennym olejkiem. Ten sfrustrowany wykrzyczał, że przecież można by było go spieniężyć; w domyśle prawdopodobnie po to, żeby opłacić ludzi, którzy wsparliby go zbrojnym wystąpieniem przeciwko okupantowi. Mierzył swoje życie miarą doczesności, kategorią zysków i strachu, a nie perspektywą wieczności - wyjaśniał kaznodzieja.
Trzecia pokusa to niewłaściwe wyobrażenie o pomazańcu Bożym. Judasz na samym początku był zafascynowany Chrystusem, dostrzegał jego spektakularne cuda. Widział tysiące ludzi, którzy za nim podążali. - Ale w momencie, kiedy tenże sam Jezus zaczyna mówić o tym, że będzie cierpiał, będzie odrzucony, to już absolutnie nie mieściło się w głowie powołanego. On chciał potężnego imperatora, który politycznie, religijnie i militarnie będzie sprawował władzę, a ludzie inni będą go słuchać i będą mu podlegli. Nie takiego pomazańca spodziewał się Judasz - mówił prezbiter.
Czwarta pokusa jest związana z wydarzeniem Wieczernika. - Spróbujmy oczyma wyobraźni przenieść się do tamtego miejsca i sytuacji zrelacjonowanej przez ewangelistę Jana. Jak dobrze wiemy, najprawdopodobniej rozpoczynała się przypomnieniem wielkich dzieł Boga, modlitwy psalmami, a później, tak jak w kontekście spotkań kapłańskich, apostołowie poruszali różne tematy. Nagle Mistrz mówi, że jeden z was mnie zdradzi. Następuje konsternacja, apostołowie zaczynają się przekrzykiwać. Mało tego, pytają, czy nie ja, Panie? A Jezus ze stoickim spokojem udziela im niesamowitej lekcji. „Ten, któremu umoczę kawałek chleba w winie i podam”. Wszyscy na to patrzą. Podaje chleb Judaszowi. Wtedy ten wstaje i następuje smutna konsternacja ewangelisty, że wstąpił w niego szatan. Czy nigdy nie zastanawialiśmy się nad tym, dlaczego nikt nie próbował go powstrzymywać? Przecież gdybyśmy wiedzieli, że ktoś idzie zrobić coś niestosownego, nieodpowiedniego, użylibyśmy argumentu słowa, może nawet i siły do tego, żeby go zatrzymać - opisywał ks. Jan.
Wyjaśnił, że Judasz nie czuł się akceptowany w pełni w gronie pozostałych 11 uczniów. - Jego dramatem nie było to, że zdradził, ale nie wrócił do wspólnoty uczniów i nie wyznał grzechu wobec Jezusa - podkreślił.
Każdy z kapłanów w swoim życiu był, jest lub będzie musiał konfrontować się z tymi pokusami, z zawiścią i zazdrością. Powtarzające się pytanie, że dlaczego to nie ja zostałem kanonikiem? A gdybym to ja miał tę lepszą parafię? Przecież on nie zasługuje na takie wyróżnienie.
- Z zazdrością patrzymy na osiągnięcia współbraci i doszukujemy się różnego rodzaju pokus, żeby pomniejszyć to, co oni osiągnęli. Wyrażamy frustracje, nie wiedząc, że po cichu jak rdza trawi nas zawiść i zazdrość, bo my mamy swój pomysł na swój kościół. A przecież to nie mój i nie biskupa Kościół. Przy pokusie materializmu wbrew pozorom nie chodzi tylko i wyłącznie o kwestie ekonomiczne. Czasami zatracamy się w przeświadczeniu i próbie pokazania kategorii ilości, a nie jakości. Budowane świątynie, remonty, jakkolwiek potrzebne i ważne, zasłaniają to, co najistotniejsze - zbawienie dusz i moje zbawienie. Czasami w pogoni i kalkulacji za materializmem całkowicie deprecjonujemy to, co duchowe i Boże. I ani się spodziejemy, a już nie potrzebujemy Boga, bo sami nim uczyniliśmy się na ziemi - akcentował ks. Szeląg.
Wskazywał na trzecią pokusę, na niewłaściwe wyobrażenia o Chrystusie i powołaniu. - Każdy z nas próbuje reżyserować plan naszego kapłaństwa. I oczywiście są to wszystkie wzniosłe idee. Ale nagle zaczyna przychodzić jakieś, nazwijmy to po ludzku, niepowodzenie, coś, co nie spełnia naszych oczekiwań, choćby nieco gorsza parafia, czy niewyrozumiali ludzie. I wtedy, jak ci uczniowie w drodze do Emaus, chcielibyśmy wykrzyczeć: „A myśmy się spodziewali!”; przecież poświęciliśmy swoje życie, siły. A przecież Jezus nigdy nikomu nie obiecywał pasma nieustających sukcesów i życia usłanego różami, wręcz przeciwnie: „Jeśli chcesz pójść za Mną, weź swój krzyż” - mówił kaznodzieja.
I wskazał na czwartą pokusę, czyli braku akceptacji i powrotu do naszych wspólnot kapłańskich. - Nieraz wiemy, że dzieje się coś z naszym współbratem. Jakie to przykre, że jeśli dojdzie do dramatu, później tylko ostentacyjnie wypowiadamy na spotkaniach dekanalnych: „A myśmy wiedzieli; a to jego wina; a przecież to od dawna było wiadomo”. Pamiętajmy, że czasami wieczorny telefon współbrata, nawet kiedy ci się nie chce albo oglądasz mecz, może się okazać ratunkiem dla jego kapłaństwa. Nie dajmy nikomu odczuć piętna bycia niechcianym i niezrozumianym w prezbiterium diecezjalnym. Pewnie wielu z nas już ulegało różnym pokusom. Dopóki wracamy do sakramentu pokuty i wspólnoty braci w kapłaństwie, dopóty będziemy uratowani - podkreślał ks. Jan Szeląg.
Wielu przybyłych na dzień formacji kapłanów przyznawało, że właśnie to poczucie wspólnoty jest dla nich bardzo ważne, co wyraża się właśnie takimi spotkaniami. - Jako księża pragniemy czuć wzajemną wspólnotę kapłańską. To jest dla nas ważne, że możemy się spotkać, posłuchać wspólnie słowa Bożego, modlić się - wyznał ks. Paweł Kozicki, proboszcz parafii Najświętszej Marii Panny Królowej Męczenników w Wójtowie. - Głównie na parafiach jesteśmy sami. Nie zawsze, zwłaszcza przy tak wielu zadaniach, jakie ciążą na proboszczach, mamy możliwość spotkania się w gronie księży i przyjaciół. To spotkanie buduje naszą wspólnotę kapłańską, żebyśmy mieli poczucie wspólnoty w diecezji, wspólnoty pod przewodnictwem naszego biskupa. To jest naprawdę ważne - podkreślał prezbiter.
Po nabożeństwie i adoracji Najświętszego Sakramentu, ks. Jan Szeląg wygłosił konferencję wprowadzającą w nowy rok liturgiczny, który będziemy przeżywać pod hasłem: „Uczniowie, misjonarze”.
- Zmierzać on będzie do formacji chrześcijan, do odważnego głoszenia Chrystusa przez powrót do źródeł, przede wszystkim do modlitwy adoracyjnej oraz formacji słowem Bożym, by przekonać się o tym, że nie instytucja kościoła jest najistotniejsza, ale formowanie odważnych członków Kościoła katolickiego do przekazu wiary - przybliżał ks. Jan.
Wymogi współczesnego świata są takie, że oczekuje się od księdza nie tylko wiedzy, ale i także pewnych umiejętności np. w kwestii gospodarowania parafią, zdobywania pieniędzy. - Rok duszpasterski, który rozpoczniemy z pierwszą niedzielą Adwentu, ma uświadomić i zachęcić go do tego, żeby powrócił do relacji ze słowem Bożym i do postawy zaufania przed Najświętszym Sakramentem; do odwagi, żeby czegoś nie zrobić i pokornie trwać przed obliczem Najświętszego Sakramentu, w zaufaniu w Bożą opatrzność. Mamy robić to, co jest najistotniejsze, ale w perspektywie Bożego działania - przybliżał prezbiter.
Kapłan nie musi formować innych ludzi na siłę, ale ma być świadkiem. Żeby być świadkiem, trzeba zacząć od swojej wewnętrznej formacji. - Kapłaństwo nie jest celem samym w sobie; ważne jest osobiste świadectwo rozmodlenia, bo przecież ludzie to będą widzieć. W tej chwili potrzeba katolikom tak zwanej prowokacji spotkania, to znaczy umożliwienia im spotkania z samym Bogiem żyjącym, a nie tyle zaczynać od etyki moralizowania, memoryzacji treści, czy dogmatów. Należałoby zmienić porządek rzeczy, na początku przyprowadzić do Jezusa, powrócić do źródeł, trwać przed Najświętszym Sakramentem i konfrontować swoje życie ze słowem Bożym, z przemawiającym Bogiem, a nie tylko księdzem, który powie ładne kazanie - przekonywał ks. Jan Szeląg.