- Maryja nie tylko przemawiała w życiu ziemskim, ale przemawiała i przemawia także po Wniebowzięciu - mówił w Gietrzwałdzie w homilii bp Tadeusz Pikus.
Po zwiastowaniu, gdy Maryja już poczęła Syna, wybrała się w odwiedziny do swojej krewnej Elżbiety. Kiedy przybyła na miejsce, pozdrowiła Elżbietę. Wsłuchajmy się jeszcze raz w opis przebiegu tego spotkania: „Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę”. Pozdrowienie Maryi sprawiło, że Elżbietę napełnił Duch Święty. To właśnie dzięki Duchowi Świętemu Elżbieta rozpoznała prawdę, kim jest Maryja i czyją jest matką: „Wydała ona okrzyk i powiedziała: »A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?«” (Łk 1,41-43). Mimo że zwiastowanie i nawiedzenie odbyły się bez świadków, bez niezwykłych widzialnych znaków, to do dziś te wydarzenia mają ogromny wpływ na postawy milionów ludzi. Moc ich wypływa z jedynego źródła, którym jest Bóg. Jemu Maryja powierzyła swój los. Pomocą dla Maryi był Duch Święty. On, zstępując na Maryję, uzdolnił Ją, by mogła przyjąć osłaniającą moc Boga i stać się Matką Jezusa, Syna Bożego.
Podobnie Duch Święty, który napełnił Elżbietę, sprawił, że była ona w stanie rozpoznać Maryję jako Matkę Tego, który jest dla Elżbiety Panem. Jezus Chrystus, mówiąc apostołom o swoim odejściu, zapowiada zesłanie Ducha Świętego i wskazuje na Jego rolę: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy” (J 16,13). Apostoł Paweł rolę Ducha Świętego określił jednym zdaniem. „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: »Panem jest Jezus«” (1Kor 12,3). My sami, którzy przyjęliśmy Ducha Świętego i Jego dary w sakramencie bierzmowania, winniśmy otwierać się na pozdrowienie Maryi.
Kilka lat temu wizytowałem parafię pw. Matki Bożej Fatimskiej w Warszawie. Ksiądz proboszcz zaprosił mnie na zwiedzanie wystawy obrazów, obrazków i figurek Matki Bożej. Okazało się, że w ogromnym pomieszczeniu dolnego kościoła zgromadzone zostały wizerunki Maryi z całego świata. Było ich około tysiąca, ze wszystkich kontynentów, krajów i sanktuariów. Różniły się od siebie kolorem, stylem i wyglądem. Ksiądz proboszcz w skrócie opowiadał, skąd dany obraz, obrazek lub figurka pochodzi. Tuż za nami szła matka z małą córeczką. W pewnym momencie dziecko szeptem zapytało matkę: „Mamo, która Matka Boża jest prawdziwa?” Czy taki problem mają tylko dzieci? Wiele lat temu obserwowałem w Sewilli taką scenę. Podczas Wielkiego Tygodnia organizowano liczne i wielogodzinne procesję z udziałem setek ludzi. Wśród tych procesji były dwie, szczególnie znamienne, którym patronowały pięknie udekorowane obrazy Maryi. Uczestnicy procesji spotykali się na moście łączącym brzegi rzeki Gwadalkiwir. Tam jedni i drudzy wychwalali nawzajem swoją Matkę Bożą. Po jakimś czasie zaczęli się kłócić, która jest piękniejsza. Kiedy się pokłócili – i nawet poszarpali - wracali z modlitwą do swoich świątyń.
Interesującą wzmiankę na ten temat pozostawił z dzieciństwa Czcigodny Sługa Boży, kardynał Stefan Wyszyński: „W domu moim nad łóżkiem wisiały dwa obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej (…) po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jedna jest czarna, a druga – biała (...). Mój ojciec z upodobaniem jeździł na Jasną Górę, a moja matka – do Ostrej Bramy. Razem się potem schodzili się (…) i opowiadali wrażenia ze swoich pielgrzymek. Ja, mały brzdąc, podsłuchiwałem, co stamtąd przywozili. A przywozili bardzo dużo, bo oboje odznaczali się głęboką czcią i miłością do Matki Najświętszej i jeżeli co na ten temat ich różniło - to wieczny dialog: która Matka Boża jest skuteczniejsza, czy Ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy Ta, co Jasnej broni Częstochowy”.