Właściwie to na okładce bieżącego numeru powinna być… karuzela.
Każdy ma swoje dziwactwa. Ja na przykład, kiedy widzę w tramwaju, pociągu, metrze osobę czytającą książkę, to nie potrafię powstrzymać się przed dyskretnym zerknięciem na autora i tytuł.
Przyznam, że mocno się zżymałem, kiedy do lektur szkolnych wpisywano poematy Karola Wojtyły.
Największą frajdą tegorocznego wyjazdu majówkowego była dla mnie obserwacja zwierząt gospodarskich.
Tu był kiedyś kościół i ja w tym kościele byłem do Pierwszej Komunii – mężczyzna w średnim wieku, na oko mój rówieśnik, z psem na smyczy postanowił mnie zagadnąć w chwili, gdy przechodziłem wraz z kolegą obok niewielkiego zamku przerobionego na hotel.
Pamiętacie Edith Piaf? Pamiętacie. Nie można nie zapamiętać tak dramatycznego vibrato w głosie i jeszcze bardziej dramatycznego życia.
Mało która książka wciągnęła mnie tak bardzo jak „Rok 1984” George’a Orwella. Przyznaję, bardziej niż ciekawością kierowałem się lękiem, identyfikując się z głównym bohaterem; wraz z Winstonem siedziałem we wnęce, z której byłem niedostrzegalny dla Wielkiego Brata, kontrolowałem głowę z obawy przed myślozbrodnią i drapieżnymi mackami Myślicji, dziwiłem się nowomowie i nie wierzyłem w nową wersję historii.
To dość symptomatyczne, że w numerze na drugą niedzielę wielkanocną, od jakiegoś czasu przeżywaną jako Niedziela Miłosierdzia Bożego, rozmowę „Gościa” przeprowadzamy z… filozofem.
Podobno wielu współczesnych polskich osiemnastolatków na pytanie: „W co wierzysz?” (w sensie religijnym) odpowiada: „W coś wierzę. Ale w co?”.
Powinienem być może rozpocząć od utyskiwania na zbyt szybki upływ czasu. Na to, że dopiero co głowy popiołem posypywaliśmy, a już Wielkanoc za pasem.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.