Jeśli ktoś twierdzi, że procesje biczowników i restrykcyjne posty odeszły do lamusa i kojarzą się współczesnym wyłącznie z minionym (słusznie – jak sądzą niektórzy) średniowieczem, to jest w błędzie.
Rzec by można, że niebo tej zimy mamy wyjątkowo zachmurzone. Gdzie nie spojrzeć – czarne chmury. Czarne chmury nad naszymi sąsiadami ze Wschodu i równie czarne nad tymi z Zachodu. Nad jednymi oznaczają niebezpieczeństwo wybuchu wojny.
Wspominam Lourdes z ogromnym sentymentem. Po raz pierwszy i jak na razie jedyny znalazłem się tam po dwudniowej podróży pociągiem w ramach pielgrzymki chorych i ich opiekunów. Kiedy przedstawiono mi ideę zorganizowania przedsięwzięcia na taką skalę (pociąg? Francja? Pireneje? Ciężko chorzy ludzie?), pomyślałem – choć z perspektywy czasu trudno się do tego przyznać – że to utopia. A jednak. Stało się.
Nie rozumiem logiki sporej części włoskich biskupów, którzy zdecydowali się na krok radykalny, a mianowicie „rezygnację z rodziców chrzestnych”.
Po śmierci swojego syna Aloszy Fiodor Dostojewski udał się do słynnej Pustelni Optyńskiej, gdzie spotkał się z mnichem Ambrożym Grienkowem. Ten miał w kilku rozmowach udzielić mu pocieszenia, a w przyszłości stać się pierwowzorem postaci starca Zosimy, jednego z bohaterów „Braci Karamazow”.
Starsza pani w długim płaszczu ciągnie wózek po sklepie. Zdaje się nieobecna, tak usilnie stara się skupić uwagę na zakupach, niczego nie zapomnieć, nie przeoczyć różnicy w cenie tańszego sera od droższego, nie przekroczyć wyznaczonej na ten dzień kwoty.
Święty Augustyn był namiętnym poszukiwaczem prawdy i już samo to stawia go na liście patronów „obowiązkowych” XXI wieku. „Był nim od początku i przez całe swoje życie” – powiedział o nim Benedykt XVI.
Okres Bożego Narodzenia przynosi zazwyczaj wiele niespodzianek – i nie myślę wyłącznie o prezentach. Raczej o odkryciu, którego w tym okresie dokonałem. Prawdopodobnie nikt mi nie uwierzy, że piszę te słowa zupełnie na serio, ale zaryzykuję. Otóż odkryłem ostatnio, że puszczanie w telewizji co roku od trzydziestu lat tego samego hitu bożonarodzeniowego o dziecku, które zostało samo w domu, ma pozytywne strony! Dlaczego?
Ostatnim znanym mi człowiekiem, który w swoich wypowiedziach używał spójnika „atoli”, był ksiądz profesor Remigiusz Sobański. Choć gdy wysilam pamięć, dochodzę do wniosku, że właściwie powinienem był napisać: jedynym znanym człowiekiem, który „atoli” używał, był właśnie on.
Ponad 50 lat temu ktoś ukradł Boże Narodzenie. A ściślej rzecz ujmując – obraz zatytułowany „Boże Narodzenie ze świętym Franciszkiem i Wawrzyńcem” z sycylijskiego oratorium.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.